Witam. Chciałbym dodać parę spostrzeżeń dotyczących pogłowia ryb w rzekach. Cały sierpień i kilka dni września polowałem na brzanę w Wisłoku, Wisłoce i Sanie. W Wisłoku nie udało mi się złowić ani jednej sztuki. W Wisłoce jedną niewymiarową i tak samo na Sanie. Rzeki odwiedzałem kilkukrotnie i jakąś wiedzę posiadam na temat rzecznej przepływanki (20lat praktyki) albo przynajmniej tak mi się zdaje. Na każdy wypad parę kg zanęty z gliną, białe robaki, sery itp. Jest tragedia z tą rybą w rzekach. Rozumiem iż, niektórzy koledzy się z tym nie zgodzą i łowią regularnie tą rybę oraz mają swoje miejsca. Oczywiście przy polowaniu na brzanę zawsze liczę na przyłowy i ich też nie było dużo. Drobny klenik taki do 30cm, pojedyncze świnki, krąpie, jelce i certy. Najbardziej rozczarował mnie San, rzeka piękna ale w okolicach Przemyśla prawie nic nie pływa, same pojedyncze niedobitki dawnych stad. Jeśli wybieram pewien odcinek wody o zróżnicowanym charakterze i łowie pojedynczą świnkę, doławiam dwa kleniki i krąpia po wrzuceniu kilku kul zanęty to coś jest nie tak. Wyprawy powtarzałem kilka razy by wykluczyć wpływ pogody albo stanu wody, niestety dalej bez efektów. Dochodzą jeszcze co jakiś czas wieści o zatruciach, szambach itp. Chyba zacznę prowadzić statystyki w gatunków i ich ilości w danych miejscach i wyślę do PZW bo mnie po prostu szlag trafia na take bezrybie. Wcale się nie dziwię, że dużo osób w naszym Okręgu łowi karpie na komercji, ewentualnie na wybranych wodach PZW. A na rzekach nie byłem w tym roku kontrolowany ani razu, byłem około 80 razy w miejscach gdzie da się dojechać bądź dojść pieszo. Kilka razy znajdywałem sobie miejsca z dala od cywilizacji praktycznie bez presji wędkarskiej, bez efektów. Po dzisiejszym wypadzie na San to w pewnym momencie miałem dość wyciągania samych uklejek, siadłem na brzegu i prawie się rozpłakałem jak małe dziecko.... Powoli trzeba sobie szukać nowego hobby bo popadam w wędkarską depresję...