Tylko teoretycznie miałoby to sens. Można by podzielić Rzeszów na Przemyśl i Krosno. Zachować porozumienia pomiędzy tymi Okręgami, ale wtedy w tej samej, bądź niewiele większej opłacie, przeciętny wędkarz zyskuje dostęp do dużo większej ilości wód. Teraz trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, kim jest przeciętny wędkarz? Przeciętny wędkarz to osoba zainteresowana zabijaniem ryb. Widać to na przykładzie Zamościa, gdzie 8% wędkarzy wykupiło opłatę no kill. Gdzie pewnie połowa z nich to wędkarze przyjezdni, zainteresowani okazjonalnym wędkowaniem na wodach górskich. Także śmiało można przyjąć, że w Okręgu Zamość ok 5% wędkarzy nie zabija ryb. Teraz wpuszczamy na wody Przemyśla i Krosna, te 95% wygłodniałych rzeszowskich wędkarzy. Skutek jest jeden, coraz mniej ryb we wodzie. Nie patrzę na to co przynosi korzyści wędkarzom, ale na to co przynosi korzyści rybom. Co mi z dziesiątek porozumień, skoro nie będzie ryb? Jak nie będzie ryb, to przestanę wędkować. Nie będę się oszukiwał, że w wędkarstwie nie chodzi o łowienie ryb. Że spacer nad wodą, że obcowanie z przyrodą, że przyjaciele, że odpoczynek i tak dalej. Można to wszystko robić, bez brania wędki do ręki. Także jestem zwolennikiem tego, aby brak porozumień Rzeszowa trwał jak najdłużej. Nadal będę opłacał Przemyśl/Krosno i dopłacał Rzeszów. Jak będę chciał jechać gdzieś dalej, to bez jęczenia opłacę tamtejsze dniówki i będę wędkował. Nie ma nic za darmo. Do momentu jak nie zmieni się mentalność przeciętnego wędkarza, porozumienia uważam za zło.