Dobra passa trwa. Zachęcony niedawnymi sukcesami kolegi, odwiedziłem nieduży siurek. Pogoda wymarzona: dość ciepło, pochmurno, czasem coś pokapuje. Nie spiesząc się zbytnio, nad wodą jestem ok 9:20. Wbijam się w wodery, rozkładam kij, ubieram pas biodrowy...No tak, znów zapomniałem polaroidów. Specjalnie przygotowałem sobie rozjaśniające na ten dzień. Dobrze, że w samochodzie wożę przyciemniane, jakoś dam radę. Woda w rzece niska, tak niskiej jeszcze nie widziałem. Prądu tu prawie nie ma. Z pudełka wygrzebuję jiga na 1,5 g główce. Ukręcony ostatnio, z kilkoma innymi, po stratach weekendowych. Rzucam najpierw nieco w dół rzeki. Jig pięknie faluje. Kolejne rzuty w górę rzeczki. Kilka przepuszczeń w najbliższym sąsiedztwie bez efektu. Rzucam nieco wyżej, na początek prostki na której stoję. Jig opada na dno. Kilka łagodnych podciągnięć i uderzenie. Zacinam i momentalnie w wodzie się kotłuje. Spora ryba, obawiam się czy aby nie szczupak, których tu całkiem sporo. Wyskok nad wodę pozbawia mnie wątpliwości. Pstrąg i to spory jak na ten siurek! Kilka odjazdów w jedną i drugą stronę i dzieje się coś czego do tej pory nie dane mi było oglądać. Pstrąg podchodzi po powierzchni i zaczyna jazdę na ogonie po powierzchni! Coś niesamowitego dla mnie! Kilka razy przedefilował tak przede mną. Starałem się trzymać nisko szczytówkę żeby nie prowokować go do dalszych szaleństw. Daje się podprowadzić pod brzeg. Łagodnie wjeżdża do podbieraka. Piękne kolory! Wiem, że zdarzają się tu ryby tej wielkości lecz do tej pory łowiłem takie maksymalnie 36 cm. Mierzę z niedowierzaniem, 42 cm. Kolejny czterdziestak w sezonie na koncie. Żeby tak kolorowo nie było, przez nieuwagę - niezamknięta kieszeń - wpada mi do wody telefon. Dobrze, że zdążyłem zdjęcia wysłać koledze. Udaje się go wyłowić ale zaraz się wyłącza (w domu konieczny jest reset...). W jednym z kolejnych miejsc znów mam wyjście ale ryba nie uderza i nie pokazuje się już. Kawałek wyżej, po rzucie w dół rzeczki, znów zdecydowane przytrzymanie i kolejny fajny pstrąg po krótkim holu ląduje w podbieraku. Ta sama przynęta Ten jest jednak krótszy, jedyne 35 cm, ale już ładnie zaokrąglony i silny. Kolory piękne jak u poprzedniego. Niestety nie ma jak zrobić zdjęcia. Idę dalej w górę rzeczki, którą z każdym metrem robi się coraz płytsza. Brań nie notuję. Tylko w jednym miejscu dostrzegam jakiegoś maluszka. Pod koniec odcinka, który na dziś zaplanowałem rozwiązuje się zagadka niskiego poziomu wody. Bobry zbudowały sobie w zwężeniu rzeczki tamę, wykorzystując leżący tam spory pień jako fundament. Tama ma pewnie lekko z 80 cm wysokości. Powyżej rzeczka mocno spiętrzona między ścianami mini wąwozu. Przechodzę ok 20 m wyżej zobaczyć jak daleko sięga cofka i kończę na dziś.