Ja nie dawno wróciłem ze "swojej Szwecji". Wyjazd bardzo udany wliczając ryby i grzyby. Wcześniej jeździliśmy w maju i było wiadomo gdzie i jak łowić. W tym roku wyjazd zaplanowaliśmy 12 września licząc na grube drapieżniki i liźnięcia choć odrobiny lata. Pogoda nie rozpieszczała- temperatura w granicach 3-12 C, w ostatni dzień 20. Dodając ciągły duży wiatr sponiewierało nas niemiłosiernie. Wędkowanie zupełnie inne niż wiosną. Ryby maxymalnie rozproszone, dawne łowiska w trzcinach pełne 50 taków. Ciągłe pływanie, szukanie drobnicy i drapieżników. Po około 3 dniach było wiadomo gdzie szukać ryb i co im podsyłać. Przynęty jak to w Szwecji duże albo bardzo duże, na małe reakcje naprawdę kiepskie, nawet sandacze 45 cm zdecydowanie lepiej reagowały na duże westiny i jaskółki a kilerem okazała się guma gunki którą wybrał mój 4 letni syn w slepie w Rzeszowie i kupiłem ją niechętnie:), a nie jak dotąd klasyczny mniejsze przynęty. Potwierdzam słowa kolego Roberta @BRC, większe szanse na dobre połowy w Szwecji są bardziej na północy. Ja jechałem 750 km na północ... Jeśli ktoś nie był naprawdę polecam ale trzeba udać się mocno na północ. Porównując z wędkarzami z promu nie tylko teraz połapaliśmy dużo więcej rybek niż Ci co byli na południu. Pozdrawiam