Skocz do zawartości

Ranking

Popularna zawartość

Wyświetla najczęściej polubioną zawartość w 11/08/19 uwzględniając wszystkie działy

  1. Artykuł opublikowany 06-02-2013, autor: @mapet77 Czyż nie wspaniale było by mieć nieograniczony dostęp do naturalnej przynęty jaką niewątpliwie są "czerwone"? Też tak kiedyś pomyślałem i postanowiłem założyć własną hodowlę. Jak to zrobić? - pomyślałem że przeglądnę różne fora internetowe i poszukam sposobu, jednak odpowiedź na moje pytanie przyszła szybciej niż się spodziewałem. Któregoś dnia, po wędkowaniu w deszczową pogodę moje pudełko z czerwonymi (wtedy jeszcze kupowane przed każdą wyprawą w sklepie) zostało nieznacznie zalane wodą. Nie zwróciłem uwagi na ten mały szczegół i schowałem cały sprzęt do piwnicy. Po kilku dniach znowu pojawiłem się nad wodą i ku mojemu zdziwieniu w pudełku zauważyłem jakąś podejrzaną aktywność malutkich, białych żyjątek. Po wnikliwej analizie doszedłem do wniosku że to muszą być robaczki, tylko nie wiedziałem czy z wylęgu czy jakieś pieroństwo się rozprzestrzeniło po ostatniej deszczowej kąpieli. Aby to sprawdzić przesypałem zawartość małego pudełeczka do większego pojemnika (chyba po litrowych lodach czy czymś takim) i dosypałem odrobinę ziemi ogrodniczej, którą moja żona używa do kwiatów. Całość zwilżyłem kilkoma kroplami wody i zostawiłem w ciemnej piwnicy na kilka dni całkowicie o tym fakcie zapominając. Któregoś pięknego dnia moja druga połówka przyleciała z wielkim krzykiem , że nie mam mowy o tym abym w "jej" piwnicy hodował jakieś robactwo. Eureka! pomyślałem i zleciałem na dół najszybciej jak to było możliwe. Po otworzeniu pudełka okazało się że małe białe żyjątka przekształciły się w jedno-centymetrowej długości robaczki. Pod pretekstem zakupu ziemi do "jej" kwiatków wybrałem się do centrum ogrodniczego i zakupiłem 40l ziemi do kwiatów (bez żadnych dodatków) i w Praktikerze 20-sto litrowy pojemnik oraz żonie przepiękną łopatkę do wysadzania sadzonek Hodowlę zacząłem od wyścielenia dna pojemnika tekturą, którą tuż przed zasypaniem ziemią mocno zwilżyłem spryskiwaczem Następnie wsypałem 20l ziemi i przerzuciłem moją "małą hodowlę" do nowej lokalizacji czyli 20sto litrowego pojemnika i na zachętę dorzuciłem robaczkom około 100gr płatków owsianych (najtańszych) uprzednio sparzonych wrzątkiem i wystudzonych. Tak oto do dnia dzisiejszego jetem już posiadaczem dwóch dużych pojemników robaków i nie pamiętam dnia, w którym ostatnio kupowałem paczkę czerwonych w sklepie. Z cennych uwag to pamiętać należy aby nie "karmić" obierkami z ziemniaków i marchewki bo po jakimś czasie będziemy miec poletko uprawne a nie domową hodowlę czerwonych robaków. Powodzenia @Mapet77
    1 polubienie
  2. Rzeczywiście jest zagrodzona i popisane głupoty na płocie o zakazie , ale po mojej akcji sprzed kilku lat "tolerują" wędkarzy. Trzeba tylko sforsować ogrodzenie tuż przy rzece. Problemem jest to że dostali pozwolenie wodno-prawne na pobór wody na 10 lat (6 lat temu) Jestem na nich zawzięty bo 6 lat temu raz wysuszyli rzekę do zera (pewnie ktoś "zaspał" , albo zagrodził rzekę - uczyli sie dopiero eksploatacji) i wydusili raki szlachetne poniżej plantacji Problem jest, ale realnie jeszcze cztery lata nie do ruszenia (badałem temat z prawnikami). Prosiłem właścicieli żeby zrobili sobie alternatywne ujęcie jak wody w rzece mało , ale chyba nie wzięli sobie tego do serca Niestety plantacji w zlewni jest dużo więcęj. Jest w Bratkowicach "górnych" i w Zacinkach (Budy Głogowskie). Prawdopodobnie bez pozwolenia wodno-prawnego pobierana jest tam woda. (nie udało mi się niestety ustalić stanu w Wody Polskie, bo trwa tam jeszcze bałagan organizacyjny) Wystarczy porównać stan wody w Mrowli w miejscowosci Mrowla. Kiedyś tam płyneła rzeczka. Teraz się sączy coś..., a plantacji tam (chyba) nie ma Dodatkowo coraz większa powierzchnia żwirowni, gdzie woda łatwo odparowuje i mamy to co mamy. Po paru akcjach z gminą Głogów, jest szansa że chociaż mniej fekaliów trafia do dopływu. Jak ktoś chciałby jakieś szczegóły dotyczące zlewni (woda, ścieki) to może mogę pomóc/doinformować na priv.
    1 polubienie
  3. Od kilku lat w Polsce mamy suszę. Nie tylko Czarna notuje rekordowo niskie stany wody. W Bratkowicach latem na tablicach informacyjnych wyświetlane były prośby do mieszkańców, aby ograniczyć zużycie wody ze względu na słabe ciśnienie w sieci wodociągowej. Susza staje się problemem ogólnokrajowym. Przez lata traktowaliśmy wodę jako naszego największego wroga- suszyliśmy bagna, meliorowaliśmy i regulowaliśmy rzeki i teraz mamy tego skutki. Obawiam się, że problem jest znacznie poważniejszy niż plantacja borówki.
    1 polubienie
  4. Odlatują do Chile?
    1 polubienie
  5. Zależy na co sie nastawiasz czy na bolenie i szczupale czy na sandacze z 16-20m. Można i z brzegu i z łódki w zależności od metody. A pora roku bardzo dobra bo ryby są i ,, na górze'' i ,,na dole'' tylko nie można się chwalić miejscówkami bo moment zostają zniszczone Dzisiaj wpadały sandacze z trolingu z 2m jak i z opadu z 18 niestety wielkościowo bez szału
    1 polubienie
  6. Druga warka zniknęła szybciej niż się pojawiła
    1 polubienie
  7. Poza nalewkam i winkiem udało mi się uwarzyć pierwsze piwko
    1 polubienie
  8. Artykuł opublikowany 29-05-2012, autor: @rapala Tegoroczny sezon karpiowy uważam wreszcie za otwarty. Może nie od razu kilka dni nad wodą ,jakby się chciało ale kilkadziesiąt godzin, spędzonych na łowisku w Trzcianie, powinno na początek wystarczyć. Grunt to, że karpie nie marudziły a kompani z którymi miałem zaszczyt spędzenia czasu, to ludzie,dla których wędkarstwo to Pasja , pisana przez duże "P". Piątek rano. Szybkie spakowanie sprzętu, "krótkie" półtorej godziny potrzebne na przebycie 80km (wszak to nasza drogowa, rozkopana rzeczywistość) i ok. ósmej rano melduję się na miejscu.Tutaj już czekają @Lenox, @Siwy oraz Łukasz - właściciel łowiska. Szybkie "rozlokowanie się", rozłożenie sprzętu, jeszcze tylko założenie kulek na włos i pierwszy zestaw ląduje w... zaczepie. Wszelkie sposoby uwolnienia zestawu nic nie przyniosły. Jak pech to pech nie ma rady trzeba rwać. Jedyna myśl jaka przeszła mi wtedy po głowie to taka, że "Jaki pierwszy dzień taki cały sezon" - dobrze, że zapas materiałów przyponowych i haków mam na kilka lat. Nigdy nie byłem człowiekiem przesądnym ale jak tu nie wierzyć w powiedzenie, że "Nieszczęścia chodzą parami", skoro w kilka minut po zmontowaniu nowego zestawu, podczas zakładania kulki... łamię igłę. Zawsze w pudełku mam ich kilka, tak na wszelki wypadek, niestety ta, którą złamałem, okazuje się być ...ostatnią. Dobrze że @Lenox poratował mnie swoją. Niby mała rzecz i nie pozorna ale jakby tak dobrze się zastanowić, to gdyby człowiek był sam na odległym łowisku i złamał ostatnią igłę... masakra, lepiej nie myśleć. Aby moja teoria "pecha" nie była bezpodstawna, to jeszcze przy kolejnym zacięciu brania, pęka... plastikowe ramię swingera. Nie można również zapomnieć o kilku ciężarkach, dziwnym trafem, wypinających się z dużą łatwością z klipsa. Dokładając do tego złamaną gumową końcówkę widełek mamy pełny obraz, pierwszych kilkudziesięciu godzin spędzonych nad wodą. Jutro wizyta w sklepie i uzupełnienie strat, oczywiście z lekkim zapasem. Ale dość biadolenia. Może kilka słów o samym łowisku. Jak już wiadomo jest to łowisko prywatne z dość dużą populacją karpi i amurów ale również ze sporymi okazami szczupaków i okoni. Również pokaźnych rozmiarów jaź czy lin, może stać się amatorem naszej przynęty. Łowisko jest dopiero w fazie "rozwijania się" więc na jakąś bogatą "infrastrukturę logistyczną" nie ma co liczyć ale jest czyściutko i spokojnie a złowione ryby na pewno to wynagrodzą. Oczywiście na łowisku obowiązuje całkowity zakaz zabierania złowionych ryb na co właściciel, kładzie szczególny nacisk. I bardzo dobrze. Patrząc na fatalny stan łowisk, zarządzanych przez PZW a później łowiąc na łowiskach komercyjnych, ma się nieodparte odczucie, jakby się łowiło w innym państwie. Taka nasza Polska rzeczywistość. Tego typu łowiska polecam szczególnie tym, którzy chcą zacząć przygodę z wędkarstwem oraz tym, którzy już wędkują ale chcieli by poznać "smak" holu, dużego karpia czy amura. To również dobra propozycja do rodzinnego wędkowania w naprawdę przepięknej okolicy. Przełęcz Dukielska, bliskość Dukli, rzeki Jasiołki, otaczające łowisko lasy to tylko kilka atrakcji na jakie możemy liczyć odwiedzając tamte okolice. Gdyby komuś znudziło się łowienie stacjonarne, zawsze ma do dyspozycji pobliską Jasiołkę. @Lenox stwierdził, że okres świetności tej rzeczki już minął ale jeszcze przy odrobinie wędkarskiego szczęścia, można "coś wydłubać". Amatorzy grzybobrania również znajdą swoje "miejsca" w otaczających lasach. Podczas sezonowych 'wysypów", można liczyć na pokaźne zbiory. Więcej informacji odnośnie samego łowiska już w najbliższym czasie, zamieści Łukasz (właściciel łowiska), który pewnie już niedługo, dołączy do naszej wirtualnej społeczności. Na koniec chciałbym podziękować właścicielowi łowiska za udostępnienie go, @Lenoxowi i @Siwemu za wspaniałe towarzystwo oraz... karpiom, że nie tak prosto dały się łowić, co jest tylko motywujące do ciągłego pogłębiania wiedzy o łowieniu tych ryb. Odnośnie ustaleń co do zorganizowania większego spotkania to jakieś wiążące decyzje nie zapadły. Jedyne co udało się ustalić to, to że takie spotkanie koniecznie trzeba zorganizować. Na naszym portalu jest kilku (nastu) ludzi, dla których łowienie karpi to ich pasja a od tego już niedaleka droga do wspólnego spędzenia kilku dni. Pozostaje wytypowanie łowiska i wyznaczenie daty spotkania, tym bardziej że będzie temu sprzyjał, nadchodzący okres wakacyjny. A więc koledzy wędkarze ,wszelkie propozycje mile widziane.... @rapala
    1 polubienie
  9. Artykuł opublikowany 20-10-2011, autor: @mapet77 Niby prosta metoda a jak człowiek potrafi ją skomplikować… Myślę, że każdy z nas zarzucając swój pierwszy zestaw z rybką (żywą lub martwą) jako przynętą użył właśnie tej metody. Jest to chyba najprostszy i najpowszechniej stosowany sposób aby przechytrzyć drapieżnika..wystarczy przejść się pierwszego maja nad brzegami zbiorników i zobaczyć bujające się na wodzie styropianowe „bomby” wielkości piłki tenisowej. W zasadzie zestawy te są niemalże bezobsługowe, tzn.: nie trzeba się za bardzo nad nimi skupiać, gdyż i tak po zniknięciu spławika mamy czas na zacięcie… No właśnie czas zacięcia-chyba najbardziej niewiadoma w całym tym szczupakowaniu. I nie ważne czy z gruntu czy na spławik-nigdy nie mamy pewności, że biorąca ryba się zatnie. Co do bezobsługowości zestawu spławikowego to nie do końca musi tak być. Okazuje się, że możemy tak modyfikować nasze zastawy, aby dać rybie możliwość napotkania i skonsumowania zastawionej przynęty. Wszystkie te unowocześnienia przedstawił mi znajomy Irlandczyk, właściciel sklepu wędkarskiego w Eniskillen, w Północnej Irlandii. Jeśli chodzi o wiedzę tego gościa to muszę przyznać, że nawet takie osobistości jak Mick Brown gościły u niego w sklepie na zakupach, tylko po to aby dowiedzieć się czegoś więcej na temat połowu szczupaka w rzekach i jeziorach Irlandii Północnej. Ale wróćmy do tematu. Aby skutecznie łowić drapieżniki na spławik potrzebujemy odpowiedniego sprzętu, niekoniecznie z górnej półki, ale sprzętu takiego, którym możemy posłać zestaw na określoną odległość, wykonać skuteczne zacięcie i zakończyć walkę w możliwie jak najkrótszym czasie. Co do odległości skutecznej połowu drapieżnika na spławik to moim zdaniem można śmiało powiedzieć, że nie zarzucimy zestawu spławikowego bez ryzyka splątania na odległość większą niż 20m. Myślę, że do 10 metrów od brzegu to najlepsza bezpieczna odległość do poprawnej prezentacji przynęty. Wędzisko-jeśli chodzi o jego parametry to przede wszystkim odpowiednia długość. Minimum niezbędnym do połowu z brzegu jest 3,6m; jeśli chodzi o łódkę preferowane są krótsze kije np.: spinningi stosowane do połowu dorszy z kutra 3 metrowe, gdyż taką wędką łatwiej operować w momencie wejścia zdobyczy pod łódkę. Może to być dobrej klasy wędka teleskopowa, najważniejsze aby miała dobrze osadzone, wytrzymałe przelotki, ciężar wyrzutu 80-100 gram, wyposażona w odpowiednio mocny uchwyt pod kołowrotek, lub dwu- ewentualnie trzyskładowe wędzisko karpiowe o krzywej ugięcia 2,5 do 3 lbs, wyposażone w dwustopkowe przelotki o progresywnej lub niemal parabolicznej akcji niezbędnej do łatwiejszego wyrzutu zestawu, ewentualnie ciężki fedder około 120-150 gram. Dlaczego tak topornie zapytają niektórzy? A no dlatego, aby możliwie jak najbardziej skrócić czas holu większego szczupaka, który po zaciekłej walce, podczas wypuszczania, może nie mieć sił na prawidłowe ustawienie się w wodzie, co może doprowadzić do jego śmierci. W tej materii nie uznaję kompromisu i wyposażyłem się w typowe wędziska dedykowane drapieżnikom: jedna wędka to paraboliczna 12-sto stopówka (12feet=3,66m), dwuczęściowa o krzywej ugięcia 3lbs, którą stosuję do lekkiego gruntu przy brzegu, lub na spławik. Druga wędka to również 12-sto stopówka, dwuczęściowa o krzywej 3,5lbs którą stosuję do zadań specjalnych, czyli wszędzie tam, gdzie istnieje możliwość ucieczki zaciętej zdobyczy w karcze i trzeba mocno sparować jej ucieczkę. Jeśli mamy możliwość zakupu średniej klasy karpiówki to naprawdę warto zainwestować kasę i mieć dwa kije do połowu różnych ryb: karpiowatych i drapieżników. Kołowrotek-temat rzeka. Rynek oferuje nam różne udogodnienia: podwójna korbka, stopy tytanu, ultralekki kabłąk itp. Pamiętajmy o jednym, podczas łowienia na spławik nie trzymamy wędki w rękach, (chociaż w przypadku przepływanki musimy ją mieć w ręku) tylko większość czasu zestaw leży na podpórkach. Więc kołowrotek przede wszystkim musi być szybki (odpowiednie przełożenie), z niezawodnym hamulcem i blokadą biegu wstecznego co już jest standardem, niekoniecznie musi być lekki. Najważniejsze to musi zmieścić na szpuli minimum 100-150m plecionki bądź minimum 150m żyłki o odpowiedniej grubości. Jeśli chodzi o wolny bieg w kołowrotku to zdania są podzielone: są wędkarze, którzy preferują używanie tego mechanizmu bo tak jest wygodnie. Ja osobiście mocuję żyłkę w specjalnym klipsie przy wędzisku, jeśli nie mamy takiego to wystarczy mocno opinająca gumka recepturka, tuż nad kołowrotkiem, pod którą również wpinamy linkę, pamiętając o odpowiednim napięciu krótkiego odcinka pomiędzy szpulą a blankiem i koniecznie o otwarciu kabłąka! Podejmująca przynętę ryba wypina linkę z gumki/klipsa i wysnuwa swobodnie niczego nie podejrzewając. Linka-czyli co na szpuli? Ten wybór zostawiam do rozważenia Wam drodzy koledzy, gdyż każdy z nas wie, jaką zasobnością portfela dysponuje. Jednak najważniejszy parametr jakim powinna się cechować linka to duża wytrzymałość! Nic mnie tak nie wkurza, jak wyczepianie starych zestawów z pysków ryb, które się komuś poprzednio urwały. Jak widzę te żyłki o grubości zero, zero prawie nic (0.20 może 0.25) to się cały trzęsę w środku i chodzi mi jedna myśl po głowie: a mianowicie co by było gdyby ryba połknęła głębiej przynętę i zerwała taki „chudy” zestaw i odpłynęła skazana na powolną śmierć? Apeluję do niektórych aby wybierać się z żyłką minimum 0.30mm lub plecionką o wytrzymałości poniżej 30lbs, czyli około 14kg!!! Ryba pod wodą prędzej zobaczy takie elementy zestawu jak ciężarek, olbrzymi krętlik od stalki, stalkę potężną kotwicę niż różnicę w grubości 0.20mm a 0.30 czy 0.35mm. I później nad wodą powstają legendy o gigantycznym szczupaku który urwał nam zestaw po wyczerpującej walce. Jeśli zestawy nasze będą wyglądały tak jak do tej pory, to takim legendom nie będzie końca… oczywiście można wyholować rybę na takim zestawie ale zajmie nam to dużo więcej czasu niż na zestawie dedykowanym danemu gatunkowi. Dobra linka na drapieżnika nie powinna mieć zbyt dużej rozciągliwości. Najlepiej jeśli mamy dostęp do danych procentowych tego parametru, wówczas możemy sobie obliczyć jak rozciągnie się nasza linka. Jeśli tych danych nie mamy to łatwo możemy sami eksperymentalnie wyznaczyć ten parametr. Wystarczy tylko rozwinąć metrowy odcinek żyłki w sklepie, przyłożyć do niego miarkę i zmierzyć o ile centymetrów rozciągnie się nasza linka. Później tylko pomnożyć otrzymany wynik przez ilość metrów wynikającą z odległości na jakiej będziemy poławiać i będziemy mieć pojęcie o ile wydłuży się nasz zakres wymachu kijem za siebie w celu zacięcia biorącej ryby. Kolorystyka nie ma tu chyba większego znaczenia, chociaż linki fluo mają tę przewagę, że widzimy w którym kierunku ucieka nasza podejmująca przynętę zdobycz. Przypon-jaki materiał i jakiej długości? Są to chyba najczęściej zadawane pytania w sklepie wędkarskim podczas zakupów. Rynek oferuje nam wiele długości, w różnej kolorystyce otuliny z różnymi agrafkami itp. Ja osobiście nie używam już kupowanych przyponów tylko robię własne z materiałów ogólno dostępnych w sklepach internetowych. Zdecydowałem się na taki sposób, gdyż firmowe „stalki” charakteryzują się zbyt dużymi agrafkami, które przeszkadzają w nawleczeniu martwej rybki na zestaw. W przypadku stosowania żywej rybki nie ma to znaczenia, gdyż zwykle „żywiec” przekłuwany jest pod płetwą grzbietową. Jeśli chodzi o przypony z fluorokarbonu lub kevlaru to stosuję je tylko w przypadku licznego występowania sandacza w wodzie. Sandacz jest rybą bardzo terytorialną i nie pozwoli sobie na pałętanie się po jego rewirach szczupakom, więc jeśli mam więcej niż jedno zostawione branie na rybkę z gruntu i widać na niej charakterystyczne ślady wilczych zębów sandacza to zmieniam przypon na fłuorokarbonowy. Chociaż i na odpowiednio gruby fluorokarbon wyciągniemy „kaczorka”, czego przykład miałem jednej nocki na Wisłoku, gdy przynętę dedykowaną sandaczowi wziął 86-cio centymetrowy szczupak, zacięty w sam kącik pyska tzw. nożyczki. Kotwiczka czy haczyk? Które skuteczniejsze? Nie wiem, jeśli chodzi o kotwiczki to stosuję tylko i wyłącznie OWNER ST36 BC X w rozmiarach 12, 10, 8 w zależności jakiej wielkości jest rybka przynętowa (taka sama zasada jak ogólnie w wędkarstwie spławikowym lub gruntowym) Dobra kotwiczka musi mieć krótki trzonek, mocny materiał z którego jest wykonana i bardzo ostre ostrza. Co do haczyków to tylko tyle można powiedzieć, że każdy karpiowy jest odpowiedni do tej metody, kuty, bardzo ostry w rozmiarze dopasowanym do przynęty. Kotwiczek używam w wodach, w których przewagę liczebną stanowią szczupaki, natomiast pojedyncze haki zakładam w miejscach „pachnących” sandaczem-z płynącą wodą, twardym dnem z dużą ilością podwodnych przeszkód. Jeśli chodzi o sposób zbrojenia martwych rybek przynętowych to uzależniam to od zestawu na jaki je zakładam. W przypadku pater noster zapinam rybkę na dwa sposoby: w płynącej wodzie wbijam haczyk od spodu pyszczka i wyprowadzam nad górną wargą, co pozwala przynęcie unosić się i falować w toni wody. Jeśli woda płynie wolno, lub stoi to przekłuwam rybce ogon, około jednego centymetra poniżej jego rozwidlenia, dodatkowo obwiązując haczyk cieniutką, elastyczną gumeczką (niestety nie spotkałem tego u nas w sklepach). Część sprzętową mamy omówioną, więc przejdę do swoich zestawów, które stosuję w różnych warunkach pogodowych i w zależności od ukształtowania linii brzegowej i struktury dna. Jeśli chodzi o najprostszy zestaw, znany każdemu wędkarzowi czyli spławik, ciężarek stalka, kotwiczka i przynęta to podobno najprostsze rozwiązania są najskuteczniejsze ale… STANDARDOWY ZESTAW SPŁAWIKOWY No właśnie, nie zawsze da się je zastosować. Przypuśćmy, że łowimy w bezwietrzny dzień, na zamkniętym zbiorniku i zarzucamy żywca nieopodal trzcin czy jakiejś podwodnej przeszkody. Wszystko jest dobrze, dopóki żywiec nie wejdzie w zaczepy lub zerwie się porywisty wiatr i spowoduje spływanie zestawu w miejsce, gdzie według nas nie spodziewamy się brań. Nic tak nie irytuje, jak ciągłe przerzucanie zestawu i narażanie go na splątanie. Aby tego uniknąć najprościej było by zarzucić zestaw gruntowy, ale jest jeden problem: zestaw ten charakteryzuje się tym, że spoczywa twardo na dnie i nie mamy możliwości penetrowania toni przynętą. Jest na to rozwiązanie: pater-noster, stara jak świat metoda połowu nie tylko drapieżnika ale również białej ryby. KLASYCZNY PATER NOSTER Podstawowym zadaniem tej metody jest prezentacja naszej przynęty na odpowiedniej głębokości, na którą mamy wpływ my sami, poprzez odpowiednio skracanie lub wydłużanie linki „kotwiczącej” nasz zestaw do dna. Nie trzeba być ichtiologiem, aby zauważyć, że oczy szczupaka umieszczone są powyżej jego szczęk, czyli patrzą w górę (i w tym miejscu nie rozumiem, jak szczupak podejmuje przynętę z dna) więc w tej przestrzeni należy umieścić przynętę, aby zwiększyć szansę zauważenia jej przez grasującego drapieżcę. Istnieją różne odmiany tej metody, pewnego rodzaju modyfikacje do których należą: pater noster z podwodnym spławikiem, stosowany w przypadku znacznej odległości od brzegu, na którą chcemy podać naszą przynętę, zazwyczaj żywą rybkę PATER NOSTER PODWODNY SPŁAWIK oraz pater noster z dwoma spławikami: jeden podwodny, drugi normalny. Zadaniem tego zestawu jest maksymalne naprężenie linki tak, aby przynęta, z reguły jest to żywa rybka zahaczona za pyszczek, mogła w miarę swobodnie (o ile o swobodzie w tym wypadku możemy mówić) poruszać się dookoła. Zestaw ten możemy posłać na znacznie większą odległość niż klasyczny pater noster, ale jak wiadomo: im więcej elementów dodatkowych tym większe ryzyko splątania. Aby skutecznie umieścić zestaw w wodzie należy odpowiednio dobrać jego składowe (o których mowa powyżej), aby podczas zarzucania nie poplątać wszystkiego, zanim wpadnie do wody. Ja staram się niemalże „włożyć” zestaw do wody, nieopodal brzegu, lekko powyżej stanowiska(na szkicu żółta kropka), najlepiej aby pod wodą znajdowały się jakieś podwodne przeszkody. No ale jak mamy zaciąć, podjąć walkę i szczęśliwie wyholować upragnioną zdobycz? Wystarczy zastosować solidnie zestawiony sprzęt, nic nie może nas zawieść i 99% sukcesu mamy w kieszeni. Ten 1% to fakt, że biorąca lub walcząca na wędce ryba wbije się w zaczep i pozbędzie się haczyka. No ale na to nie mamy wpływu, w która stronę uda się obiekt naszych westchnień i marzeń… Jeśli łowimy w miejscu niegłębokim, blisko od brzegu i na otwartym, niespecjalnie zakrzaczonym terenie (na szkicu czerwona kropka), to schodzę maksymalnie poniżej swojego stanowiska i rzucam zestaw na tyle daleko na ile mi pozwala mi jego konstrukcja. Następnie na otwartym kabłąku wycofuję się do podpórek, zamykam kabłąk naciągając linkę po czym otwieram kabłąk wpinając linkę w klips lub pod gumkę. W przypadku gdy zajmujemy stanowisko poniżej zakrętu rzeki, w miejscu o dużej głębokości, i większym uciągu to miejscówka moja znajduje się poniżej mojego stanowiska jednak w takiej odległości, która pozwoli mi na napięcie linki do tego stopnia, że ani centymetr nie spoczywa na powierzchni wody (na szkicu zielona kropka). Jeśli naszą miejscówką będzie leniwie płynąca rzeka o zróżnicowanym dnie (mulisto-, piaskowo- żwirowym), z niewielką ilością zalegających pod wodą zaczepów to staram się maksymalnie wydłużyć odcinek żyłki kotwiczącej zestaw do dna tak, aby nasza przynęta zawisła nad przeszkodą. Na wypadek, gdyby nasz niecelny rzut sprowadził zestaw centralnie w podwodne karcze to jako żyłki łączącej ciężarek z oczkiem potrójnego krętlika używam starej, osłabionej „dwudziestki” po to, aby w momencie zacięcia biorącej ryby zerwać ją i podjąć walkę z rybą. Pater noster możemy również używać w zbiornikach zamkniętych, w niedalekiej odległości od brzegu w celu uniemożliwienia przemieszczania się zestawu wraz z prądami powierzchniowymi wody oraz na wypadek silnie wiejącego wiatru „w twarz”. Który również mógłby znosić przynętę w mało atrakcyjne miejsce. Jak widzimy jest to metoda, która w całej swojej rozciągłości pozwala na stosowanie jej w niemal każdych warunkach: niezależnie od ukształtowania lini brzegowej, przy zmiennych warunkach pogodowych jak i różnym ukształtowaniu dna pozwoli na efektywne i komfortowe łowienie niemal cały sezon. Jednak i tak moja ulubioną i przynosząca największe dotychczas złowione drapieżniki jest martwa rybka z dna. Ale to już temat wyczerpany przez portalowego kolegę @Rapala, który opisał to w tym temacie Drapieżnik z gruntu. @mapet77
    1 polubienie
  10. Ja też byłem nie dawno w Biesach
    1 polubienie
  11. 1 polubienie
  12. Pogoda nie rozpieszcza. Dziś jedna z piękniejszych połonin w Bieszczadach wyglądała (lub nie wcale nie wyglądała!!!) średnio. Cóż, taki urok gór .
    1 polubienie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

W dniu 25 maja 2018 roku weszło w życie Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r - RODO. Abyś mógł korzystać z portalu Podkarpacki Serwis Wędkarski potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie danych osobowych oraz danych zapisanych w plikach cookies. Proszę o zapoznanie się z Polityką prywatności.