Skocz do zawartości

opat

Użytkownicy
  • Postów

    16
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez opat

  1. opat

    GDZIE BIORĄ

    Witam wszystkich, Wreszcie po dłuższym rozbracie z wędką (praca) mam możliwość powrotu nad wodę - co być może zabrzmi paradoksalnie - dzięki pracy. Los rzuci mnie na okres ok. 2 tygodnii na niejakie Pojezierze Gostynińskie (kilkanaście km na pd od Płocka, nieopodal Wisły). Zacieram ręce, szykuję kijki, gumy i wiblerki. Mam nadzieję, że w końcu ubarwię relację pożytecznymi fotkami. Pozdrawiam.
  2. opat

    GDZIE BIORĄ

    Tak to jest jak za wykonanie pewnych czynności biorą się barany z kompleksami. Podobnie jest z kontrolą w MPK. Debile dostają trochę swboody tj. namiastki władzy i wydaje się im, że sami stanowią prawo. To ich jedyna szansa na posmakowanie "bycia wyżej kogoś". Kontrola TAK, debilizm NIE.
  3. opat

    GDZIE BIORĄ

    Faktycznie w Wisłoku ryby ruszają się aż miło. Dzisiejsze krótkie spinningowanie obdarzyło mnie kleniem i... leszczem pół metrowym. Uderzył w woblerka intencjonalnie, perfekcyjnie, wzorcowo. Świadomy atak. To mój drugi w życiu leszcze złowiony metodą spinningową.
  4. opat

    GDZIE BIORĄ

    Obrałem kierunek Wisłok. Wróciłem do siebie, do Rzeszowa. Efekt? Piękny kleń (około 40 cm) złowiony u ujścia rzeczki Przyrwa. Oprócz niego złapałem jeszcze jednego, znacznie mniejszego i kilka przeciętnej wielkości garbusów. Dziś znowu ruszam nad Wisłok za kleniami. W kwietniu był dramat, w maju podobnie, za to w czerwcu klenie siadają na woblerki regularnie! Pozdrawiam.
  5. opat

    GDZIE BIORĄ

    No i jestem po dramatycznym wędkowaniu. San w Dębnie. Wynik dwudniowego mitingu 0! Miejscowi specjaliści też się nie popisali. Jak ryba nie żre to nie ma siły na nią. Drapieżników ani widu ani słychu. Pełnia cholerna.
  6. opat

    GDZIE BIORĄ

    Korzystając z chwili czasu wydłubałem swoje pierwsze majowe szczupaczątko - 50 cm. Kolega trafił niemal idealną sztukę - 52 cm. Oprócz tego kilka niemałych okonii - co jak na warunki rzeszowskiego Wisłoka było miłym zaskoczeniem. Co ciekawe szczupaki połakomiły się na identyczną przynętę - niewielkiego paprocha koloru zgniłej zieleni. Nie chcę wyciągać daleko idących wniosków, ale zdaje mi się, że paproch świadomie zastosowany do łapania szczupaków zdaje egzamin. Być może nie należy spodziewać się cudownych sztuk, ale każdy wymiarowy rzeczny "tygrys" także cieszy. Tym bardziej jeśli wygina wędzisko o wyrzucie do 12 g, a z takim właśnie lubię łazić nad Wisłok.
  7. opat

    I ZLOT LSW

    Zgłaszam swój akces do zlotu. Zawsze chętnie zjawiam się nad Ożanną. Do tego bliskość Sanu, więc wędkarsko czas będzie wybornie spożytkowany, o ile pogoda będzie łaskawa
  8. opat

    GDZIE BIORĄ

    A ja miałem na wędce pierwszą poważną bestię tego roku. A być może była to ryba życia, ale jak w takich przypadkach zazwyczaj bywa, pomachała mi ogonem na pożegnanie i ruszyła w toń. To trochę ubarwiona dramaturgia, w rzeczywistości nawet nie wiem co to był za gatunek, choć domyślam się. Uderzenie w tonącego sieka w kolorze jasnej oliwki było piorunujące, ale niestety po kilku minutach podciągania ryby coś poszło nie tak. Szczupak? A pewnie szczupak! Przepraszam, szczupaków nie łowimy i nie on był moim celem, a kleniowate, lubiące - tak mi się zdawało do dziś - to miejsce. Teraz widzę, że siedzą tam stuprocentowe drapieżce, tym bardziej, że kolega pół godziny po mojej przegranej walce na paproch wyholował wymiarowego szczupaka... Proszę tylko nie bić, naszym celem były inne gatunki. Pozdro dla forumowiczów. PS. Siksa obczaiłem ten Strug i jeden kleniowaty dał się nabrać na wobka. Pstrągów ani widu ani słychu, za to przynęty mogą yam utonąć w stercie odpadów komunalnych. Brrrr!
  9. opat

    GDZIE BIORĄ

    Ja muszę podziękować za współpracę kijkowi na dobrych kilka dni. Całe szczęście, że idzie zima, nie będzie nad czym płakać. Siksa gdzie na ten Strug jeździsz? PS. Dużo zdrowia Esox!
  10. Hmm, faktycznie 150 Nie wiem czy biją tam jeszcze bolenie, również od kilku lat tam nie byłem, przy czym dotyczy to maja. W ub roku zrobiłem sobie w te okolice małą wędrówkę na przełomie października i listopada. Nic tam nie zauważyłem interesującego. Za to jeśli masz ochotę obejrzeć dzieła meliorantów to jak najbardziej powinieneś się tam wybrać. Od progu 150 metrów w stronę Rzeszowa zaczyna się „cudowna” ingerencja człowieka w środowisko. To co zauważyłem właśnie podczas tego spacerku ścięło mnie z nóg. Przed laty dokładnie tam, gdzie Wisłok żłobił dość głębokie dołki, w sąsiedztwie zatopionych konarów drzew, łowiliśmy szczupaki. Kolega złapał 3,5 kilogramowego zębacza. Obecnie jest tam jedna wielka ściana uregulowanego brzegu. Bez drzew, krzewów. Żenada. Zresztą to samo, tylko trochę wcześniej spotkało obszar w drugą stronę od progu. Ślady tych zabiegów są bardzo widoczne. Kilkaset metrów za rurami, które biegną nad wodą były świetne stanowiska. Okonie biły na zamówienie, szczupaki też. Radek złowił tam dość sporego jazia. Były też bolenie, akurat u ujścia wody z Załęża złapałem bolesława ok. 60 cm. Teraz nie ma tam drzew, odradzają się jedynie jakieś krzewy. Jak dla mnie zaistniała tam jedna wielka patologia. Presja w okolicach progu była cholerna, ale coś mi się zdaje, że nieco się w tej materii pozmieniało. Miesiąc temu gadałem z jakimś kolesiem, który twierdził, że kontrola (nawet policja), przyjeżdża tam reguralnie. Dawniej zdarzało się to albo rzadko albo wcale.
  11. Na pewno podstawą problemu jest sytuacja materialna społeczeństwa. To powinien być punkt wyjściowy każdej dyskusji. Trudno byłoby sobie przecież wyobrazić by intencją poławiającego w nieprawidłowy sposób była trzebież rybostanu wyłącznie dla zabawy. Ale błędem jest twierdzenie, że tylko ten czynnik determinuje taki stan rzeczy. Kategoryzuję kłusownictwo mniej więcej tak: 1) zorganizowane grupy (także niebezpieczne!) z wyrytym na czole transparentem „cel uświęca środki”.. 2) miejscowi "zawodnicy", w tym osoby w podeszłym wieku, połąwiające w celach konsumpcyjnych – „by włożyć coś do gara” - lub zarobkowych (na mniejszą skalę niż grupa 1). 3) pseudowędkarze - sprzęt, metoda w porządku – pełny profesjonalizm - plus morodowanie wszystkiego co zostanie wydarte wodzie. Oczywiście te 3 grupy mogą się między sobą zazębiać, także niektórych kłusoli nie można przypisać do wyłącznie jednej grupy. Dwie pierwsze grupy do takiego procederu pcha przede wszystkim bieda. Nie ma się co łudzić, że jest inaczej. Do póki zaplecze socjalne w tym kraju będzie jakie będzie, to zawsze żyjący na skraju nędzy będą szukać alternatywy w postaci – eksploracji biedaszybów, rabunkowej wycinki lasów, kłusownictwa itd. Wszystko to sprowadza się do jednej rzeczy – zarobić i przeżyć. Nie żyć, a przeżyć. Trzecia grupa, chyba czasami mało „doceniana”, to zmechanizowana armia pancerna uprawiająca nad wodą „Blitzkrieg”. O niej właśnie niejako napiszę niżej w kontekście pewnego miejsca nad Wisłokiem. Kilka lat temu poznałem ciekawe miejsce nad tą właśnie rzeką, na wysokości PTHW w Rzeszowie. Próg, spiętrzona woda i... olbrzymie ilości ryb gromadzące się tam. Bolenie, sandacze, klenie, leszcze, karasie. Wszystko. O ile pamiętam regulamin przewidywał wówczas zakaz wędkowania 50 m w dół i 50 m w górę od tego progu. Proszę sobie wyobrazić, że w regulaminowym już wówczas miejscu, a więc 50 m w dół złowiłem troć. To jednak tylko taki margines. Istota problemu jest taka, że miejscówka ta reguralnie odwiedzana była przez pseudowędkarzy, którzy wyciągali ogromne ilości boleni. Wśród tych psędowędkarzy bywały osoby w pełnym, profesjonalnym rynsztuku, z dobrej klasy wędziskami, boleniowymi wahadłówkami itd. Rapy nie miały tam szans. Żadnych. Co więcej szybko prowadzona przynęta mogła skutecznie zahaczyć grubego leszcza, sandacza, karasia. Pamiętam, że przychodził tam starszy człowiek i na przeciwległym brzegu wyciągał dziennie po 5-7 kleni łowiąc je na wiśnie/czereśnie. Dzień w dzień robił tak w czerwcu i lipcu. Inny z kolei dużo młodszy siadał na betonowej konstrukcji (także na tym brzegu) i zarzucał z niej (z wysokości co najmniej 3 metrów) zestaw w jakiś dołek, raz po raz dłubiąc duże karasie. Widziałem to wszystko bo byłem częstym gościem tych okolic. Jako młody chłopak nie reagowałem, bo chyba do końca nie zdawałem sobie sprawy z tego co się dzieje. Zresztą niby istniał tam przepis 50 m i niby go respektowałem, ale ten wspomniany wyżej starszy człowiek podobno nie był taki pewny odnośnie zasadności takiego stanu rzeczy – jak sam mówił – wykłócał się w PZW o zasadność tego postanowienia. Być może sprawa otarła się nawet o Warszawę. W każdym razie dziś miejsce to ma nowy obręb ochronny 200 m w dół i w górę, także skuteczne łowienie tam jest już zdecydowanie trudniejsze. Oczywiście nie dla kłusoli. Co jednak ważne są tabliczki informujące o takim stanie rzeczy. Nie było ich 6 czy 7 lat temu. Podałem ten przykład, bo jest to koronny schemat tego jak ludzie teoretycznie będący wędkarzami potrafią skutecznie eliminować rybostan, robiąc to na granicy przepisów. Przykład, człowiek X stoi 50 m od progu i rzuca w stronę progu. Boleń za boleniem. Przyjeżdża Straż Rybacka, pan X rzuca w inną stronę, zgodnie z regulamine. Tam też biorą, tzn. brały. Wszystko jest w porządku. Dzisiaj, na szczęście, obręb ochronny jest klarowny i nie ma już możliwości wyrzucenia przynęty w stronę progu stojąc 200 m poniżej niego. Pozdrawiam.
  12. Myślę, że mało wykorzystanym potencjałem jest populacja wędkarzy amatorów. Jest nas teoretycznie przynajmniej więcej niż kłusoli. Co raz większa liczba wędkarzy chodzi na ryby z aparatem fotograficznym. W aparatach cyfrowych znajdują się lepsze lub gorsze kamerki, zdolne do uchwycenia w miarę dobrej jakości obrazu. Wykorzystujmy to! Nikt mi nie wmówi, że idąc na ryby nigdy nie widujemy rzeczy, których wolelibyśmy nie widywać. Sam byłem, przed 7 laty, świadkiem żałosnej próby wydłubania z wody stad płoci i klenii przez jakiegoś człowieka na podrywkę ok 3x3 m! Rzeka Wisłok, okolice Zarzecza i Lubenii, na południe od Rzeszowa. Starszy człowiek widząc mnie zupełnie jakby nigdy nic zapytał "Bieże coś? Bo mi dziś mało, ale wczoraj ryby miałem w sieci"... Sytuacja jak w XIX wieku. Miałem wrażenie, że cofnąłem się w czasie i oglądam walkę o przetrwanie człowieka, walczącego o żywności dla wielodzietnej rodziny... Zawiązała się między nami dyskusja, trwająca długo, tak długo, że moje łowienie wzięło tego dnia w łeb. Jedno jego zdanie ścięło mnie z nóg - "chodzimy tak tu zawsze". Nie wierzę, że takich sytuacji nie doświadcza wielu wędkarzy. Tak, pstrykać zdjęcia takim ludziom, nagrywać filmy ich procederu. Tak, trzeba bawić się w donoszenie, innego wyjścia nie widzę. Kamer zaisntalowanych w wielu punktach nigdy nie będzie tak wiele jak wędkarzy z podobnym sprzętem pod ręką (aparatami). PS. 7 lat temu aparatu nie miałem, a i jako młody chłopak zamiast wściekłości czułem chyba nawet żal, że mam przed oczami walkę o byt XIX wiecznego chłopa...
  13. opat

    GDZIE BIORĄ

    Ponad 90 centymetrowy bolesław na Wisłoku to wielka rzecz. Życzyłbym mu śmierci naturalnej w środowisku wodnym, ze starości, ale jak sądzę w tym wypadku dziadek uśmiercił dziadka... Odnośnie lokalnych moczykijów. Zastanawiałem się wielokrotnie jak to może być, że jest sobie 1 wędkarz, ma swoją upatrzoną miejscówkę, obławia ją niemal codziennie i tak samo codziennie wydziera z tej miejscówki kilogramy ryb. Non stop, reguralnie i... zgodnie z regulaminem PZW. Wędkarz jest skuteczny, zna się na swoim fachu i generalnie jest podziwiany. Umie łowić. Ale za tą piękną otoczką kryje się dramat rzeki. W skali roku wydziera z niej ogromną ilość filetów i to jest zatrważające. Jakie są granice wytrzymałości takich miejscówek? Zasada no kill jest ładna, ale nie stosowałbym tutaj przesadyzmu. Wszystko byłoby cacy gdyby wędkujący potrafili przestrzegać limitów, a nawet starać się trzymać od nich nieco z dalszej odległości - tj. nie 3 szczupaki, a np. 1. To już jednak sprawa sumienia każdego z nas. A może ci co wydzierają nagminnie ryby rzece są pod presją rodziny? Żona nie puści na ryby jak mąż nie będzie wracał z obiadkiem? Teściowa spoglądnie zabójczym wzrokiem? Ciekawe jak to jest w przypadku księdza hehe.
  14. opat

    GDZIE BIORĄ

    Probował ktoś z Was przechytrzyć bolenie na Sanie niepodal mostu w Kuryłówce? W ub roku widziałem - właśnie z mostu (od strony pd) - jak skubańce robiły rajdy pustoszące stada drobnicy na granicy przykosy. Dzień później 3 godziny polowałem na bolesława niemal leżąc na nabrzeżnych kamieniach. Poza jedną pięćdziesiątką nic więcej nie przygięło mi wędziska, a jestem pewny, że buszowały tam rapiska co najmniej 70 centymetrowe. Może w tym sezonie będzie lepiej.
  15. opat

    GDZIE BIORĄ

    Dzięki wifer za informacje. Na pewno w tym roku wybiorę się na taki spacer wzdłuż brzegu. Jakoś mnie to bardziej kręci niż woda stojąca - zalew. Pozdrawiam.
  16. opat

    GDZIE BIORĄ

    Jak kogoś interesują okonki to tylko Ożanna W centrum miejscowości, w okolicach mostu na Złotej, w ub roku można było złowić nawet 50 małych paskowatych w ciągu 2 godzin. Największy upolowany miał na oko niewiele ponad 20 cm. Największy z ożańskich okonii - 29 cm - padł 200 metrów poniżej śluzy. Przy czym był to rok 2006, w ub roku na przełomie sierpnia, września poziom Złotej był tak niski, że nie było sensu bawić się w spinning. Dłubałem sobie dla relaksu wzdręgi... Kompletnie nie znam Złotej powyżej Ożanny w związku z tym mam pytanie, jak wygląda kwestia dostępności łowiska? Pamiętam, że w samej Ożannie, powyżej mostu widziałem jakiś płot wchodzący niemal do samej wody, zupełnie uniemożliwiając wędrowanie wzdłuż brzegu. Dalej nie próbowałem się przedostać. Odnośnie Strugu, w strefie przyujściowej byłem w tym roku 3 razy. Dla relaksu. Okonie biły jak szalone, plus szczupaki. Ale tylko przy stabilnym, wysokim ciśnieniu. Niebawem ruszam w górny Strug albo nad rzekę Kopytko w okolice Wysokiej Strzyżowskiej. Zna ktoś tę rzeczółkę? Pozdrawiam
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

W dniu 25 maja 2018 roku weszło w życie Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r - RODO. Abyś mógł korzystać z portalu Podkarpacki Serwis Wędkarski potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie danych osobowych oraz danych zapisanych w plikach cookies. Proszę o zapoznanie się z Polityką prywatności.