Witam Panie i Panów... koleżanki i kolegów po kiju. Mam na imię Mateusz. Od kilku lat mieszkam w Rzeszowie a przybyłem tu z Lubelszczyzny... krainy pięknych roztoczańskich lasów... pachnącym grubym pstrągiem rzek... najlepszego piwa na świecie i eterycznych wręcz "brunetek, miseczka C" . Tam też zaszczepiono mnie czymś co do dnia dzisiejszego nie pozwala normalnie prosperować i koleżanki i koledzy nie jest to wędkarstwo! Pierwsze w moim życiu pojawiły się stawonogi tchawkodyszne owady uskrzydlone... małe złociste chruściki, których w rzece obok domu było setki, tysiące... Dopiero później mały chłopiec poznał płoć dobierającą się do "kłódki", szczupaka atakującego płoć i niestrudzonego wędkarza czekającego na smaczny obiad (prawdopodobnie coś z wieprzowiny... bo ryby zawsze wracały do wody z której przyszły ...Ooo!!! ) Później wszystko ruszyło niczym krasnobrodzka lawina... Tato jak wygląda kiełb? karaś? pstrąg? i tak dalej i tak dalej. No cóż... wpadłem. A ludzie mówią żeby żyć bez nałogów. Pffffff.
Tak w skrócie: Cześć. Z tej strony Gochu. Nie mogę odebrać telefonu bo właśnie mam branie... albo zaśliniony jak małe dziecko gapie się w akwarium.
Wodom cześć!