Skocz do zawartości

Piotr Madura

Użytkownicy
  • Postów

    1216
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    129

Treść opublikowana przez Piotr Madura

  1. Z tym sprostowaniem, to nie wiem czego oczekujesz. W nazwiska nie dam się wmanewrować, bo wiem czym to grozi od strony prawnej. Nie, nie pomawiam nikogo, ale też nie mam ani czasu ani pieniędzy na bycie ciąganym po sądach. Kto chce dojdzie bez najmniejszego problemu o kogo chodziło - z nieco większym wysiłkiem również w sprawie z kłusownikiem. Ty* masz tyle wspólnego z tym "odpuszczeniem" (jak to nazwałem) - mówiłem, że jest szansa aby zawody rangi Grand Prix nadały powagi sprawie, pokazały, że ktoś konkretny się wodą interesuje i nie jest to pojedyncza osoba. Planowane było zarybienie w związku z zawodami - temat by ruszył, byłyby podstawy. Spinnigiści i muszkarze pojawili by się nad wodą, zainteresowali nią, nie pozwolili jej zniszczyć. Ci którzy przyjechali (wiem tylko o kilu) rzucali w bezrybne bajoro o statucie "łowiska no kill dla ryb łososiowatych" i odpuścili temat zniesmaczeni. Miało to być jedyne tego typu łowisko w okręgu, nazwijmy to górnolotnie "Myczkowcami na miarę naszych możliwości". ... Mówisz, że całokształt tego co robię jest radykalny? Że jestem fanatykiem? Nic konkretnego za tym nie przemawia, a przynajmniej nic o czym napisałeś konkretnie. Nie wiem co Ty masz na myśli pisząc to. To prawda, krytykuję wszystko co doprowadza do tego, że sprawy na których mi naprawdę zależy są niweczone, albo w utrzymywane w stanie politowania godnym. Latami zarybiałem, pilnowałem, ścigałem kłusowników. Nie dostałem za to głupiego dziękuję, ale też i na dziękuję nie czekałem - liczyłem na to, że to do czegoś dobrego doprowadzi w konsekwencji. Nadarzyła się okazja i przechodzono obok niej obojętnie. Kolejny raz praca i pasja zostały zmarnowane. To nie był tylko mój wysiłek. Wracając do tematu wokół którego ta cała burzliwa** dyskusja się rozpoczęła - są pewne zdecydowane kroki, które trzeba podejmować, żeby coś się udało. Tak jest w przypadku zarybień tęczakiem o których pisałem i które krytykowałem jako jawne folgowanie mięsiarstwu. Kroki, kroczki, półśrodki takie jak limit ilościowy w wypadku hodowlanej ryby wpuszczonej wprost do dzikiej wody nie mają prawa zdać egzaminu, co starałem się uwypuklić. Inaczej mówiąc nie robi się rzeczywiście nic dobrego, ale jest się czym pochwalić, jest progres. Powiem więcej - wilk syty i owca cała: mięsiarze połowią i pojedzą, nawet większa ich grupa; ci, co chcą zmian mogą się zadowolić ogryzkiem - kompromisem - w końcu progres. Ja nie widzę progresu, stukam się w czoło. Ktoś w biały dzień wciska mi kit - znowu. Przy wszystkich swoich wadach, które tak wku**** tych, którym wytykam, że coś jest nie tak z tym co robią, mam też pewną zaletę. Mianowicie wystarczy mi podać rozumny, logiczny argument "za" i chylę przed nim czoła. Mogę się pomylić, czegoś nie zauważyć, o czymś nie wiedzieć. Ale nie padł w tej dyskusji ani jeden uczciwy argument, który by podważył to co opisałem jako patologię. Argument "kompromisu", "małych kroczków" jak pisałem nie jest dla mnie przekonujący i wyjaśniłem dlaczego. *piszesz w innym miejscu, że odpowiadasz za organizację zawodów z cyklu Grand Prix, w tym sensie do Ciebie mam żal w tej sprawie o której opowiadam powyżej ** i jest w tym sporo mojej winy, że jest ona burzliwa, ale wybaczcie, trudno jest się ugryźć w język będąc kolejny raz robionym w balona
  2. Nudny jestem - to samo od lat. Szlifować łowienie pstrągów i okoni. Pstrągi śnią mi się po nocach, luty tuż tuż
  3. To jest powielanie kłamstwa: Jak się potem okazało nikt nie zadał sobie trudu sprawdzenia tego pod względem prawnym, mimo iż deklarowano, że zostało to zrobione. Tym "ponoć" umywasz ręce? Ok, Twoja sprawa. "Aktualna wiedza" - jak to nazwałeś - jest rzeczywiście inna, co wynika z faktu, że wcześniej nikt włącznie z Tobą nie zadał sobie trudu jej zdobycia - u mnie wystarczyła lektura ustawy dotyczącej prawa wodnego i poszperanie w internecie odnośnie wyroków w podobnych sprawach. Odpuszczeniem sprawy i powtarzaniem głupot zaprzepaściliście kilka lat starań moich i kilku innych osób o to by zalew i rzeka w Chotowej miały szansę normalnie funkcjonować. Włącznie z brodzeniem po uda w mule i ratowaniem ryb, raków i minogów po spuszczeniu wody z zalewu. Ugoda w sądzie i nie dopuszczenie mnie do "rozmów" (które notabene nie zakończyły się żadną korzyścią dla wędkarzy) były gwoździem do trumny. Wszystko trafił szlag i w ubiegłym roku zalew znów spuszczono, nikt się tym nie zainteresował mimo, że dawałem znać. 2017, można sprawdzić konkretniej w razie potrzeby. To zupełnie nie tak. Sprawa o której piszesz została zakończona ugodą - sprawa okręg przeciwko właścicielowi. Bezprawność aktu notarialnego na który powoływała się pozwana strona wyszła przypadkiem, przy innej okazji - wcześniej zainteresowani (czyli związek) tego nie sprawdzili. Otóż wiosną minionego roku w trakcie kontroli SSR w której brałem udział został przyłapany na akcie kłusownictwa pewien ważny jegomość... relacja z tej kontroli tutaj, strona 18 tematu, post z 19 lutego: To teraz rozumiem, jeśli stawiasz mnie na jednym poziomie z mięsiarzami i betonem, to masz z pewnością względem mnie wielką urazę. Jeżeli postulat czasowego zakazu zabierania tęczaków po zarybieniu nazywasz radykalnym, to strach pomyśleć co byś powiedział o tych którzy postulują całkowity no kill. Chyba, że ta moja radykalność to do czegoś innego?
  4. Dokładnie 3 tak jak napisałeś, 2 razy ta sama sytuacja z tęczakiem. Byłeś to słyszałeś dokładnie co było powiedziane przez organizatorów odnośnie wpuszczonej ryby. Jak najbardziej tęczak dla muchy jest trafionym pomysłem - pod warunkiem, że nie traktuje się go potem jak mięsa, które można łatwo wyłowić "żeby się nie zmarnowało". Żaden realny krok w kierunku ochrony ryb nie został zrobiony, co starałem się pokazać. Ani w przód, ani w tył. Czy ja gdzieś pisałem o tym, żeby wrócić do "stanu pierwotnego"? Opisałem jedyne wyjście z sytuacji które uważam za racjonalne - zakaz zabierania wpuszczonych tęczaków przez pewien okres po zarybieniu. Chyba nadepnąłem Ci na odcisk. Kogo "g..." obrzucam? Skrytykowałem pewien mechanizm, sposób postępowania i tych którzy go realizują. Ty z dziwnym zapałem bronisz tego mechanizmu, ale póki co nie widzę żadnego argumentu poza "jedyne co się dało zrobić", "mały krok od którego trzeba zacząć" - nie brzmi to przekonująco, to takie hasełka które się rzuca na odczepne. Wystarczy przejrzeć Twoje 14 postów: komentarz odnośnie aktu własności zbiornika w Chotowej - kłamstwo*, "Trzeba jasno to określić w Okręgu Rzeszów idzie na lepsze, tylko niektóre zmiany nie idą tak szybko jakby co niektórzy to chcieli i zaraz patologia..."**, "wędkarze mają to w d... , najwięcej rabanu robią ci co na tych zebraniach ich nie ma, a beton i mięso same się..."***. Trollkonto? Oceńcie wszyscy sami. Dodam tylko tyle, że moja prośba o przedstawienie się kolegi PinPong na priv nie doczekała się odpowiedzi. *kłamstwo o którym pisałem, które mi wmawiano i które Ty raczyłeś powtarzać. Dopiero pod koniec ubiegłego roku sądownie zostało potwierdzone to, co mówiłem od dawna - zbiornik jest własnością Skarbu Państwa. Szkody które poniósł Okręg doczekały się sądowej... ugody, nie nie dostaliśmy złamanego grosza. ** temat Zawody spinningowe z cyklu Grand Prix *** temat Składki Okręgowe i Porozumienia
  5. O zarybieniach z pieniędzy kół poza Rzemieniem (no kill)nie wiedziałem, nie śledziłem tego. Koło wykłada pieniądze, koło decyduje - chcą sobie połowić wpuszczanych ryb na patelnię - ich sprawa (ekonomiczniej i prościej byłoby kupić filecik w sklepie, ja krzywo patrzę na coś takiego z różnych względów), chcą połowić dla przyjemności i jeszcze zadbać o to, żeby coś więcej w wodzie zostało - biję brawo.To o czym pisałem ma się do zarybienia stawów w Błażkowej przed Pucharem Prezesa Okręgu - nie żadne koło nie wyłożyło pieniędzy na to zarybienie. Albo inaczej: wszystkie je wyłożyły, każdy kto płacił składki. Gdyby sytuacja miała miejsce jednokrotnie można by wytłumaczyć ją jako błąd - intencje byłby dobre, ale wystąpiły nieprzewidziane konsekwencje. Jeśli ta sytuacja powtarza się w kółko, bez żadnych zmian pomimo całej patologii jaką wywołuje, to wybacz, ale trudno sobie to inaczej tłumaczyć niż właśnie w kategoriach takich, że ktoś ma w tym interes. No ewentualnie, że ktoś ma to totalnie olewczy stosunek wobec sprawy. Jeżeli ktoś uważa, że limit ilościowy w czymkolwiek pomoże to uprawia nieuzasadniony optymizm, co rozrysowałem chyba dość dobrze wcześniej. Pisałeś, ze wszystko neguję - bynajmniej. Choć jestem z tego znany, że jak widzę dziadostwo to nie milczę ani tym bardziej nie biję brawo, tylko mówię wprost co jest nie tak - sam miałeś okazję się o tym przekonać kilkukrotnie. W tym konkretnym przypadku dziadostwo polega na tym, że w odpowiedzi na pewną patologię wprowadza się "zmiany" w regulaminie, które tak naprawdę niczego nie zmieniają. Ale nikt nie może powiedzieć, że się w sprawie "nic nie robi". Ja to właśnie mówię. Nie mówię tego dla poklasku, bo i nikt mi nie klaszcze. Nie mam też wobec nikogo długu, nie muszę brać wody w usta, albo kalkulować, czy jak napiszę to co myślę, to czy w przyszłym roku zapłacę więcej czy mniej za zezwolenie.
  6. Ciekawy wynalazek. Gdzie magazynuje się żyłkę tak z ciekawości? Kiedyś po internecie krążyła anegdotka o gościu który zrobił sobie wędkę podlodową z wibratora - dla nadania odpowiednich drgań mormyszce
  7. @Mareckii masz rację, przepraszam za zaśmiecanie tematu, ale sprawa nie jest błaha moim zdaniem. Moderatora proszę o przerzucenie tej dyskusji do osobnego wątku.
  8. Co to znaczy "dało sie" (w rozumieniu - nie dało się)? Co to za "warunki panujące w rzeczywistości"? Powiedz wprost a nie kreć - regulamin, w tym zmiany dotyczące limitów reguluje zarząd okręgu, konkretni ludzie, ten, ten i ten. Decydują i zmieniają (bądź częściej nie zmieniają) mając na uwadze konkretne interesy. Nie dało się, bo się nie chciało, albo chciało czegoś innego. Nazwijmy po imieniu te interesy. Czy w sprawie o której piszemy jest to interes ryb? Nie. Czy jest to interes wypuszczajacych? Niebardzo. Więc czyj to właściwie interes? Napisałem, że gdyby chodziło o możliwość ochrony ryb, to jedynym sposobem jest zakaz zabierania ich przez pewien czas po wpuszczeniu. Sądzisz inaczej to podaj jakis sensowny argument, bo ja uznaje siłę argumentów a nie zdrabniania imion*. Podtrzymuję to co napisałem - obojętnie co było intencją zmiany, to jej praktyczne zastosowanie sprowadza się do tego, że wyłowienie wpuszczonych teczakow dokona się w nieco dłuższym czasie i będzie udziałem liczniejszej grupy wędkarzy - co sam potwierdzasz. Niemniej sprowadza się to nadal do odlowienia bezpośrednio wpuszczonej, oglupialej ryby w możliwie prosty sposób. Piszesz o tym, że zmiana przepisów jest po to aby ci którzy wypuszczają mieli okazję złowić teczaka. Jedyny sposób w jaki on ta zmiana pomoże to że będą mieli kilka dni więcej żeby spróbować szczęścia. To jest nielogiczne - gdyby chodziło o stworzenie realnej możliwości łowienia tej ryby przez dluzszy czas to zakaz zabierania bezpośrednio po zarybieniu jest konieczny. *to, że się nie przedstawiłes nie znaczy, że nie domyślam się kto jest po drugiej stronie. Szanuje cudzą prywatność więc zamiast tutaj, proponuje żebyś mnie upewnil i przedstawił się na priv i powiedział jeżeli masz coś personalnie do mnie.
  9. @PinPong baju baju, będziesz w raju. Jest dość oczywiste, że gdyby chciano umożliwić łowienie tego tęczaka dłużej, to koniecznym jest wprowadzenie całkowitego zakazu jego zabierania przez pewien okres po wpuszczeniu - podobnie jak ma to miejsce obecnie w przypadku jesiennych zarybień kroczkiem karpia. Wpuszczony pstrąg gorzej niż wpuszczony karp - nie ma w sobie krzty dzikiej ryby. Żre najchętniej wolno uciekające pstrokacizny do niczego niepodobne. Co innego po jakimś czasie, po miesiącu, dwóch. Instynkt potrzebuje czasu żeby wrócić do siebie po życiu spędzonym w betonowym basenie (patrz wiecznie ocierana, zniekształcona płetwa ogonowa). W przeciwnym razie dochodzi do tego o czym pisałem i co byłeś łaskaw zacytować. Załóżmy sytuację idealną - ci, którzy przyjechali po pstrąga łowią i zabierają po jednej rybce - nie nikt nie zabiera dwóch czy trzech, przecież nad naszymi wodami widać jedynie żywe wcielenia uczciwości i umiarkowania. Niektórzy może nawet wypuszczają... taaa. O tym, że będzie zarybienie wiadomo dziwnym trafem jeszcze zanim ono nastąpi, wieść roznosi się lotem błyskawicy - "są tęczaki biorą jak głupie, przyjeżdżajcie". Byłeś kiedyś po takim zarybieniu sam nad wodą? Bo ja byłem, wiem jak to wygląda. Brzegi obstawione immanentnie, każdy łowi czym się da, bądź czym ma kaprys - z obserwacji wiem, że najskuteczniejsi w wyławianiu wpuszczaków są spławikowcy. W każdym razie... kilkudziesięciu wędkarzy (lekką ręką), którzy przewiną się w przeciągu kilku dni bez problemu wyłowią ryby. Przy dobrych wiatrach pstrągi będą w wodzie dłużej - dajmy na to zamiast dwóch dni jak ostatnio, tydzień... hoho. Więc proszę Cię, pomyśl - jakakolwiek była intencja przepisu, jakkolwiek mogła być dobra, koniec końców skutek musi być lichy. I nie trzeba wróżyć z fusów by do tego dojść, wystarczy logicznie pomyśleć. Czy nie tak?
  10. Powinieneś spróbować suchej muchy na zestawie z kulą wodną. Oczywiście takie łowienie tylko na wodach formalnie "nizinnych". Jeżeli kula wodna będzie na końcu żyłki a wyżej niej na krótkim troku bocznym mucha, to przytrzymując zestaw będziesz mógł skakać muchą po powierzchni - tak jak np. chruścik składający jaja. Na muchę można łowić podobnie z tym że w miejsce kuli wodnej wchodzi streamer.
  11. @Piotrek10 Smuzysz z powierzchni zestawem z centerpinem? Wiem o co chodzi. Jak zaczynałem klenie łowić na rzeczce nieopodal mojego domu wyrywalem stery takim woblerkom-żuczkom (chodziło o to żeby w ogóle nie nurkowaly także przy dalszych rzutach) łowiłem nimi na tzw. "skakanke" - dawniej w moich stronach lowiono tak na koniki polne i muchy. Ulubioną metodą przy zastosowaniu takiego woblera był rzut woblerem tak by trafił dokładnie na stanowisko klenia. Jak rzuciłem delikatnie i trafiłem to zbiórka była natychmiastowa. Tak łowiłem na rzece Dulczy - wielkosciowo 4-5m szerokości. Dodam że do takiego łowienia potrzebny był długi kij. Stosowano odległościowki. Ja poszedłem na kompromis i łowiłem wędką 3,30m - zawsze nieco łatwiej było przejść przez zielsko.
  12. Ten "Zielony tygrys" to również mój ulubiony kolor gumy Mam też kolegę który 3/4 sezonu pstragowego lowi na wobler właśnie w tym kolorze...
  13. Krótko moje spostrzeżenia po kilku sezonach (jakichś 5) konsekwentnego, ale okazjonalnego polowania na białoryb - nie wiem czy się z tym zgodzicie, ciekaw jestem Waszych obserwacji.: - im więcej białej ryby na małym obszarze tym lepiej reaguje ona na sztuczne przynęty (konkurencja pokarmowa) - im więcej białej ryby na małym obszarze tym większe przynęty są skuteczne (np. twister 3,5cm zamiast jiga na haku 14) - w wodzie płynącej lepiej reagują na spinning niż w wodzie stojącej - najlepsze efekty mam na przedwiośniu i wiosną, niemniej doświadczenia ograniczają się do kilku łowisk (inaczej wzdręga - tu lato i początek jesieni) - im szybciej woda płynie, a tym samym im szybciej płynie przynęta, tym brania są bardziej zdecydowane - na spokojnej wodzie długi opad przerywany spoczynkiem przynęty na dnie (nie łowię bocznym trokiem, ale ta metoda powinna się znakomicie sprawdzać przy takim łowieniu) Tak jak pisałem, spinniguję za białą rybą okazjonalnie, zazwyczaj wtedy gdy z jakichś względów drapieżniki nie współpracują, albo po prostu dla urozmaicenia. W idealnych warunkach, kiedy wszystkie j okoliczności układają się pomyślnie można naprawdę solidnie połowić. Moim prywatnym rekordem jest złowienie w przeciągu niecałych 2 godzin 26 karasi srebrzystych wielkości 20-37cm - wszystkie wzięły z opadu. Przynęta nie taka malutka jak na łowienie białorybu, hak nr. 10.
  14. Proponuję odkopać wątek - kolejny rok za nami a sezonu większość jeszcze nie zaczęła. W 2017 proporcjonalnie dużo czasu poświęciłem (w porównaniu do lat wcześniejszych) na łowienie cięższym opadem. Nie aż takim ciężkim patrząc na niektórych kolegów, ale powiedzmy "przystającym" do moich łowisk. Najkrócej opisze to tak: guma 4/5 cali, główki 5 do 25g. Ciężej nie byłlo potrzeby, zazwyczaj w granicach 10-15g. Bardzo dobrze sprawdziły mi się gumy odlewane przez Piotra Matusiaka - kiełbie i jazgarze. Łowiłem na to głównie szczupaki, ale spadł mi też piękny sandacz.
  15. Ja pokusiłem się o podobne rozwiązanie jak to pokazane wyżej - zmusiły mnie do tego okoliczności zaczepowego łowiska. Do czeburaszki wolframowej (wolframowej ze względu na to, że jest mniejsza i w moim wypadku proporcjonalna do przynęty (rybie łatwiej zassać i mniej ją płoszy - jak sobie tłumaczę) dołączyłem offsetowy hak z dużym oczkiem (pod czeburaszkę właśnie projektowany). Wraz z przynętą typu worm tudzież jaskółką powstał zestaw funkcjonujący a'la texas rig, ale o nieco mniejszej bezwładności - lepiej czuć to na kiju moim subiektywnym zdaniem. Nie miałem czasu na dłuższe testy, ale prezentuje się to bardzo obiecująco i spełnia swoje zadanie. Niestety, trzeba - jak to przy offsetach - opóźnić nieco zacięcie, co przy wyrobionym przyzwyczajeniu bywa trudne. Łatwe dla flegmatyków, albo łowiących na bardzo miękkie kije... Krs, powiedz proszę jak z jakością tych haków? Ile to cudo Cię kosztowało?
  16. Wszędzie tak jest, ale niektórzy o tym nie wiedzą i płacą nieświadomie a nie dobrowolnie.
  17. Jeżeli chodzi o lekki spinning to Wisłoka zarówno powyżej jak i poniżej zalewu jest ciekawa i da się rybek polowic. Gorzej z zalewem, tam rybki bardziej humorzaste. Na stawach można śmiało próbować łowić ciężej także z brzegu, np. z opadu z myślą o szczupaku.
  18. Pstrąg pojedynczy, punktowo, wiosną - bez dobrego rozeznania szkoda chodzić, zdecydowanie lepiej jest wyżej, na wodach krośnieńskich. Brzana owszem, niezbyt wiele, za to gruba. Poza tym okoń, miejscami szczupak - ten zdecydowanie bardziej liczny niż sandacz. Dawniej te rejony słynęły z sandaczy. No cóż...
  19. Poniżej tamy są tablice informujące o obrębie ochronnym - poniżej nich low śmiało. Powyżej nie sugeruj się tym, że wydeptane. Bywa, że w skali dnia kombinują ostro z wodą to puszczając, to przytrzymując, to znów puszczając, to... wahania są różne. Od kilku, kilkunastu do kilkudziesięciu centymetrów.
  20. Zgadzam się w zupełności. Nie tylko znaczki i forma płatności pozostają w PZW archaiczne.
  21. Jeżeli tak się zdarzyło, to bardzo miło dla tego pana, który łowił bez zezwolenia. Mniej miło dla strażnika, gdyby to zyskało szerszy rozgłos. Powiedz mi proszę, bo nie mogę załapać - jaki jest cel pisania o czymś takim na forum? Kogoś podkusi. Ktoś zacznie kombinować "bo komuś się udało".
  22. Daję Ci gwarancję, że jeśli znaczki są możliwe do kupienia to nikt oka nie przymknie. Dawnymi laty zdarzało się, że znaczki trafiały do obrotu z opóźnieniem i wtedy naturalnie nikt nikogo nie karał za to od razu.
  23. W tym co podawane jest przez nasz Okręg do wiadomości publicznej bardzo dużo. Czytanie ze zrozumieniem nie pomoże, ani klasyczna logika formalna. Przeczytałeś, piękne mapki porobiłeś i kolegów - prawdopodobnie - w błąd wprowadzasz. Napisane niby czarno na białym, że no-kill na zalewie jest, a tu się okazuje, że niekoniecznie...
  24. Bo ostatnio jak wpuścili tęczowego przed pewnymi zawodami, to później nie dla wszystkich mięska wystarczyło. Tak to sobie każdy po jednym (no dobra, jeszcze drugi i trzeci w reklamówce w bagażniku, zgodnie z tradycją) weźmie i wszyscy będą szczęśliwi. Mówię, Panie, taki tęczak chowany na karmie z mączki rybnej - palce lizać!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

W dniu 25 maja 2018 roku weszło w życie Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r - RODO. Abyś mógł korzystać z portalu Podkarpacki Serwis Wędkarski potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie danych osobowych oraz danych zapisanych w plikach cookies. Proszę o zapoznanie się z Polityką prywatności.