Skocz do zawartości

Gajowy Marucha

Użytkownicy
  • Postów

    308
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    4

Odpowiedzi opublikowane przez Gajowy Marucha

  1. Ja bym raczej dał wielkie minus, skoro, jak pisałeś wyżej, cyt. 

    Dnia 4.03.2018 o 14:55, andgron napisał:

    Od dłuższego już czasu w przepławce nie ma wody

     

    Nie mieszkam w Rzeszowie, ale czy to rzeczywiście takie trudne, by w przeciągu "dłuższego czasu" nikt z ZO nie mógł zajrzeć na przepławkę? Nie trzeba przecież wydawać ekstra kasy na paliwo i wysyłać człowieka w jakiś odległy teren...

    Moim zdaniem, za stałą kontrolę stanu rzeczy, powinna być odpowiedzialna konkretna osoba w zarządzie. Jak ciężko komuś ruszyć cztery litery, to niech dogadają się ze strażą rybacką, którymkolwiek kołem wędkarskim lub nawet konkretnym (zaufanym) wędkarzem. Tak ciężko to zorganizować?

  2. Tak przypuszczałem, że to forma żartu z Twojej strony, bo dobrze znam Cię z Twoich postów :)

    Nie wszyscy jednak, czytający Twój wcześniejszy post wiedzą, jaką etyką się kierujesz. Dlatego nie chciałem by ktoś przyjął Twoją wypowiedź za słuszną.

    Dobrze, że sam sprostowałeś, trochę po mojej małej "prowokacji".

    Wiadomo, że nie ma co puszczać ryby, która jest silnie okaleczona. Jednak takie przypadki zdarzają się raczej przy łowieniu na żywe przynęty, czy też trupka, co - pomijając stawy hodowlane, nie dotyczy pstrągów legalnie łowionych (przy najmniej na tzw. wodach górskich). Mnie osobiście nie zdarzyło się by potok tak zażarł, by wyciągać mu przynętę z przełyku, czy uszkodzić skrzela.

    Myślę, że umieralność ryb w przytoczonym przez Ciebie przykładzie prywatnego łowiska, rzeczywiście może być większa. A jak gość inwestuje swoje pieniądze w swoim łowisku, to ma prawo ustalać regulamin i nie ważne jak tłumaczy zapisy w nim. Własność prywatna powinna być "święta" (zakładając legalność jej pochodzenia).

    Pozdrawiam Cię Kolego @Kaskader i kończę wywody niewiele wnoszące do tematu :)

  3. Sorry Kolego, ale to bzdura... Udowodnione przez wielu wędkarzy, łowiących te same ryby (np. charakterystyczne ułożenie plamek u kropków itd.).

    Poza tym na łowiskach "no kill" jakoś nie pływają masowo "do góry brzuchem", a przecież są tam łowione.

    Z całą pewnością wszystkie zabrane ryby "zdychają" (czytaj "nie przeżywają) -_-

  4. Masz dużo racji w tym co piszesz, ale...

    Gdzie ma jechać na ryby ktoś, kto sporadycznie ma 2-3 godzinki by wyskoczyć nad wodę?

    Jak ktoś chce zabrać dziecko, które może w każdej chwili się znudzić i trzeba się zbierać do domu?

    Jeżeli ktoś ma w najbliższym sąsiedztwie tylko wody PZW, bo na dalszy wypad trzeba już kilku godzin?

    Ja najbliżej mam wody Jasła, jakieś 20 km, komercja jeszcze dalej... U siebie mam 3 km nad Wisłokę; w w promieniu 10 km mogę wybierać w dużej różnorodności miejscówek na przepięknej Wisłoce, "górską Grabiniankę"; ewentualnie Mokrzec czy Strzegocice 15 km.

    Myślę podobnie jak Ty, ale z powyższych powodów już chyba 3 rok z rzędu zastanawiam się nad przeniesieniem do Jasła, ale będę pewnie musiał zostać w Rzeszowie.

     

    Podsumowując...

    Jeśli ktoś nie ma czasu, to nic mu nie da przenoszenie na wody innych okręgów czy komercję (rzadko gdzie jest tak naprawdę różowo).

    Za to zawsze przyjemnie spędzić choćby godzinkę czy dwie nad wodą, a efekty... W takim wypadku na każdej wodzie liczy się na szczęśliwy traf, więc nie ma co sobie "pompować balonika" jak media na medale Polaków na olimpiadzie :D

    Jest jedna, najważniejsza dla mnie, prawda wędkarska... Im częściej jesteś nad wodą, tym masz większe szanse konkretnie połowić. Wodę trzeba jak najlepiej poznać i do tego jeszcze trafić na dobre żerowanie. Wolę być 10 razy po 2 godziny nad Wisłoką, niż jednorazowo 20 godzin na komercji.

     

    PS. Jeżeli zorganizujesz jakąś sensowną akcję przeciw niewłaściwemu gospodarowaniu na wodach O. Rzeszów, daj znać - pierwszy się pod tym podpiszę.

  5. Miałem przyjemność kilkukrotnie "bawić się w morsa" i powiem, że fajna sprawa.

    Trzeba tylko mieć w pobliżu akwen z fajnym piaskiem na dnie i... no cóż, najfajniej jest przy tęgim mrozie - duży przerębel, bieganko na rozgrzewkę, hop do wody i tak kilka razy.

    Wtedy to ma klimat oraz daje dużo radości i zdrowia :)

  6. Ja zdjęcia chętnie pooglądam, ale tylko "krajobrazowo" - bez ryb i informacji o nich... z powyższych powodów :)

    Jeśli nie mogę nacieszyć oka w realnym spotkaniu z tym potokiem, to chciałbym chociaż na zdjęciu.

    Może stworzyć wątek przyrodniczo-krajobrazowy o mniejszych lub większych ciurkach, by każdy mógł pooglądać te piękne "okoliczności przyrody" i mieć wyobrażenie jakie mamy ciekawe przyrodniczo cieki wodne? Zawsze to jakaś podpowiedź na ciekawą wycieczkę, nawet bez wędki.

    Myślę, że tłumu mięsiarzy to nie ściągnie nad wodę, a miejscowi i taki wiedzą co w nich pływa.

  7. Też byłbym za opcją dużej rzeki jesienią, ale skoro padła propozycja zimowa...

    Poza tym myślę, że wędkowaliby rzeczywiście tylko pasjonaci tej metody, a większość na brzegu piekła by kiełbaski na ognisku itp., oddając się raczej rozważaniom - mniej lub bardziej wędkarskim. Chodzi głównie o spotkanie, a zimowa sceneria byłaby ciekawa.

    Co do samego zbiornika i właściciela, to nie mam pojęcia jak by to wyglądało. Tylko, w takim razie... po co robi sobie taką reklamę tym filmem na lodzie?

    W temacie zbiornika Solina znowuż wyczytałem dziś, że jesienią jest szansa połowić, więc może załatwić jakieś łódki i połowić parę godzinek, a potem na brzegu  bardziej "rozrywkowa" część imprezy. Niektórzy te kilka godzin łowienia zapewne woleliby wykorzystać na Sanie, bo też nie jest daleko. Może więc jesienne Bieszczady?

  8. Zacznę od końca...

    1. Widocznie ta ludność ma inną mentalność niż u nas, bo ryby nadal są. Poza tym to trochę inny rejon i pewnie więcej wód ma "przyjazną" charakterystykę termiczną itd. dla ryb łososiowatych; a karpie, jeśli już gdzieś tam wpuszczają, to mają nad tym kontrolę bo u nas, wszyscy wiemy, że chodzi PZW o nakarmienie ledwo miarowymi karpikami części ludności, która i tak narzeka, że składki taaaaaaakie wysokie (tak apropos kosztów w Twojej okolicy).

    2. Może to są muszkarze "tradycyjni", którzy np. nie uznają glajch, "żyłki" i tym podobnych wynalazków, a wiadomo - ryby nie zawsze zbierają z powierzchni. Oczywiście sportowo i widowiskowo nic się do suchej nie umywa, ale jak się jedzie taki kawał... :)

    3. Jeśli już jeździsz do Walii i jeszcze nie byłeś, to polecam zwiedzić Snowdonię... piękne klimaty, jeśli ktoś lubi "pofałdowany" teren.  http://www.eryri-npa.gov.uk/home

  9. 3 godziny temu, Jandzik napisał:

    Wszystkim którzy twierdzą że suma w sanie jest w ch.. powtarzam jedno, przyjedź i złów...

    Ja tam nie twierdzę... Pamiętam, że jakieś 25 lat temu było właśnie tyle, a że jest to piękna rzeka na plażową zasiadkę, to apetyt rośnie po Twoich zdjęciach.

    Szacunek Tobie się należy. Tak jak piszesz - cierpliwość i jeszcze raz cierpliwość. No i mnóstwo wolnego czasu... niestety.

     

    Wracając do tematu...

    Myślę, że czas szukać terminu na Krzemienną, bo wiele osób chce jechać, a dni coraz krótsze.

  10. Ja bym tam także chętnie zajrzał, bo w zeszłym roku się nie udało.

    Z drugiej strony... we wrześniu, duża nizinna rzeka też mi się marzy. Może Wisła...

    A może "Dzika woda" i Dunajec po sąsiedzku? Przy wspomnianym łowisku widać piękną plażę nad Dunajcem. Z A4 zawsze podziwiam Dunajec z ostrogami i aż ciągnie kiedyś tam spróbować.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

W dniu 25 maja 2018 roku weszło w życie Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r - RODO. Abyś mógł korzystać z portalu Podkarpacki Serwis Wędkarski potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie danych osobowych oraz danych zapisanych w plikach cookies. Proszę o zapoznanie się z Polityką prywatności.