Skocz do zawartości

halfdanTheBlack

Użytkownicy
  • Postów

    291
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    50

Treść opublikowana przez halfdanTheBlack

  1. Tzw jedna turbina to około 185cm i to jest max jeżeli chodzi o komfortowe brodzenie. Powyżej tego poziomu jest nieprzyjemnie, szczególnie jeśli ktoś nie zna odcinka. Są co prawda pojedyńcze miejsca gdzie można łowić, ale generalnie większość miejscówek jest niedostępna. Jeśli miałbyś jechać z daleka specjalnie na Os to odradzam, lepiej poczekać aż przykręcą wodę.
  2. Wisłok jest długi.. W okolicach Rzeszowa 2 lata temu ale rzadko tam łowię.
  3. Jakby to coś pomogło to dziś w Bachórzu była lekko trącona. Niedługo będzie niska bo dziś przykręcili na górze do "pół turbiny'. Ryby w miarę aktywne, acz wybredne.
  4. W Krakowie masz jeszcze Głowatkę więc możesz zrobić wycieczkę i odwiedzić dwa sklepy.
  5. Wow! Ciężko w to uwierzyć. Może jednak doczekamy się kiedyś czegoś podobnego dla dopływów Wisłoka. Mrowla, Gwoźnica, Lubeńka..
  6. Centrum sprzętu ogrodniczego Armii Krajowej 3, 36-020 Tyczyn
  7. Jakieś raki są koło nas. Dwa lata temu trafiłem na raka szlachetnego w ciurku koło Rzeszowa. Z reszta jest na forum kolega @Janek który wie więcej na ich temat.
  8. Jak to wygląda? Można zauważyć gniazdo żwirowe, które jest dużo jaśniejsze od dna. Akurat to miało ok 3m średnicy i było na środku rzeki w płytki miejscu. Na szczycie gniazda parka główek 100-120cm, stały obok siebie i jedna od czasu do czasu uderzała ogonem o dno. Nie chciałem ich stresować swoją obecnością, więc nie podglądałem za długo Ok 200m poniżej tego miejsca kolejna główka podobnej wielkości przepłynęła 2 metry obok mnie, być może chciała mnie przegonić Na co wziął kropas? Na białego zonkera 7cm własnej roboty.
  9. W Sanie woda jeszcze bardzo zimna, ale ryby miejscami już aktywne. Poza tym można wypatrzeć trące się głowacice
  10. Witam, czy łowi ktoś na tym zbiorniku z premedytacją szczupaki i może się podzielić spostrzeżeniami? Czy do maja są wytarte, czy czasami schodzi im dłużej? Może być pw.
  11. Wojciech Grochola - Pracownia Pstrągman Naprawiałem, polecam
  12. Teraz OS Wisłok do odwołania
  13. Krótka relacja z wyjazdu do Nowej Zelandii. Nie był to wypad typowo wędkarski, pierwsze dwa tygodnie to sprawy związane z pracą, kolejne dwa to zwiedzanie Wyspy Północnej z małżonką. Niemniej jednak starałem się zagospodarować dostępny czas najlepiej jak potrafiłem. Do sprzętu podszedłem minimalistycznie i bez fajerwerków. Wziąłem jedną wędkę muchową i jeden spinning. Nastawiałem się głównie na muchę, przede wszystkim dlatego, że to moja ulubiona metoda, ale również względu na to, że wiele interesujących mnie łowisk dopuszcza tylko tą metodę. Do tego spinning na wszelki wypadek, głównie z myślą o jeziorach. Na początku chodziłem z dwiema wędkami, jednak szybko zostałem przy samej muchówce. Spinning okazał się w moim wydaniu mało przydatny. Nie wiem dlaczego... Woblery były dobre w wyciąganiu sporych klocków z dołków, jednak nie miałem na nie ani jednego ataku. Obrotówka była skuteczniejsza, jednak łowiła małe ryby... Skończyło się więc tak jak w sumie planowałem, czyli z wędką muchową. Wyjazd oczywiście był poprzedzony dogłębnym studiowaniem dostępnych informacji na temat tego gdzie, kiedy, co i na co łowić. Nie chciałem żeby przydarzyły mi się jakieś wpadki, ale i tak nie obyło się bez paru. Najgorszym utrudnieniem okazał się dla mnie dostęp do wody. Traciłem dużo cennego czasu na szukanie odpowiedniego miejsca, które nie było szczelnie zagrodzone i umożliwiało łowienie z czystym sumieniem bez naruszania czyjejś ziemi. Podobno właściciele nie robią problemów z przejściem przez prywatny teren, ale wymagane jest od nich pozwolenie. Niestety, trzeba jeszcze wiedzieć kogo zapytać. Jechałem tam z pewnymi obawami, czy na pewno poradzę sobie łowiąc w zupełnie nieznanej wodzie z bardzo ograniczonym czasem. Na szczęście wracałem zadowolony. Choć obawy nie były zupełnie bezpodstawne. Woda najczęściej była krystalicznie czysta, ryby mądre, ostrożne i wybredne. Spotkany Kanadyjczyk z Kolumbii Brytyjskiej stwierdził, że zupełnie nie może się dostosować do tutejszego łowienia, przez tydzień nie złowił żadnej ryby. Z racji swojej natury wędkarza - włóczęgi chciałem odwiedzić jak najwięcej łowisk. Oczywiście nie był to cel sam w sobie, ale dzięki ilości ciekawej wody mogłem przebierać w kolejnych, licząc w duchu na ciekawe wyniki. W ten sposób trafiałem w kratkę na mniej i bardziej rybne wody, jednak w ciągu całego pobytu znalazłem tylko jedną rzekę w której nie spotkałem ryb, oprócz takich wielkości palca. Zapewne miało to związek z nadmiernym rozwojem glonów, z inwazją których borykał się cały tamtejszy region. Pozostałych wód można tylko zazdrościć, choć niektóre na pierwszy rzut oka wyglądają bardzo podobnie do naszych. Przed wyjazdem byłem bardzo sceptycznie nastawiony do łowienia w jeziorach. Co prawda czytałem o tym, że są tam duże ryby i wydawało się logiczne, że właśnie tam należy szukać tych największych, jednak byłem pewien, że bez łódki będą niedostępne. Nie brałem pod uwagę tego, że mogę trafić na płytkie jezioro w którym można brodzić. Takie łowisko okazało się całkowitym zaskoczeniem i zakochałem się w nim od pierwszego łowienia. Trochę jak łowienie bonefish z zachowaniem oczywiście odpowiednich proporcji. Woda w jeziorze dochodziła do 24 stopni, natomiast strumienie zasilające jezioro z racji wielu źródeł miały temperaturę około 11 stopni. Pstrągi naturalnie szukając dobrze natlenionej wody przebywały blisko ujść. Wystarczyło je wypatrzyć, odpowiednio podać strimera i sukces gwarantowany. Żartuję! Oczywiście nie było to takie proste i nie obyło się bez pomocy lokalnego przewodnika. Niemniej jednak takie łowienie pozostało najciekawszym nowym doświadczeniem z pobytu w pstrągowym raju. Również dlatego, że przyniosło trzy największe ryby całego wyjazdu. Trochę statystyk i ciekawostek na koniec. Przez miesiąc odwiedziłem w sumie 16 różnych łowisk, z czego trzy rzeki nie nadawały się do łowienia z racji ograniczonego dostępu do wody. Na jednym łowisku nie spotkałem ryb większych niż 10cm. Jeśli dobrze prowadziłem zapiski, to złowiłem 65 pstrągów, z czego 4 sztuki 60+, 6 sztuk 50-60cm, 26 sztuk 40-50cm. Największą rybą był potokowiec, który według miarki na wędce miał 27 cali, czyli około 68cm. Nie miałem szczęścia do tęczaków, ilościowo było ich dużo więcej od potokowców jednak wielkościowo nieprzekraczalne okazały się dla mnie 52 cm, złowiłem trzy ryby tej długości. Można znaleźć wiele opinii o tym, że nowozelandzkie rzeki są poddane zbyt dużej presji, jednak przez pierwszy tydzień łowiąc w lokalnych rzekach nie widziałem ani jednego wędkarza, spotykałem ich tylko na jeziorze lub na najsłynniejszej chyba rzece Nowej Zelandii czyli Tongariro. I tak porównując ilość łowiących w Tongariro na przykład do Sanu trzeba przyznać, że jest ich tam kilkukrotnie mniej. Szczęściarze. Ze śmieci wrzuconych bez sensu do wody trafiłem tylko raz na oponę pod mostem. Zostałem mocno zaskoczony widokiem pięknych, metrowych węgorzy w górskich rzekach. Przy moim drugim pobycie nad jeziorem podszedł do mnie jakiś lokalny wędkarz z nowiną, że nie dalej jak dwie godziny wcześniej jeden z łowiących kolegów miał na wędce potokowca, którego gapie z mostku ocenili na około metr długości i 24 funty wagi (10-11kg). Przy okazji powiedział, że nie jest to zupełnie niespotykane zjawisko, raz na jakiś czas łowi się tu takie ryby. Doświadczony pstrąg wygrał Może kiedyś uda mi się odwiedzić do kompletu Wyspę Południową... HtB teczak mp4.mp4
  14. halfdanTheBlack

    Lipie

    Racja, przypomina mi się kontrola na Wieprzu w tamtym roku: Najpierw pokazał się okazały brzuch jegomościa, a po chwili właściwa osoba. "Całe szczęście, że pan już wraca, bo widziałem samochód i chciałem skontrolować ale nie chciało mi się iść daleko... Wie pan, ciepło jest.." Przynajmniej był szczery.
  15. Właściwie można jeszcze prościej: zakaz zabierania pstrąga i głowacicy do Postołowa. Czyli podobnie jak z lipieniem i bez zwiększania opłat. Ciekaw jestem czy ktoś w Okręgu próbował przeforsować taki wniosek. A do słoików, dla tych co muszą mogłyby iść pyszne klenie
  16. Zgadza się, ale chodzi tu o małą presje, więc maksymalnie masz 55 osób dziennie (nigdy tylu nie widziałem), które na tych 7 kilometrach mogą się trochę "zgubić". W sumie to i tak za dużo osób na ten odcinek. A co do ceny.. Niestety chyba nie da się tego zrobić tanio. Dniówka 50 zł jest owszem chora, ale umówmy się Lucjan, jesteś chyba więcej niż 4 razy na krośnieńskiej wodzie w roku, więc roczna opłata się opłaca. A nie jest dużo wyższa od rzeszowskiej, gdzie umówmy się rzeszowskie wody trochę odstaja od Sanu.
  17. No tak niefortunnie się chyba napisało. Chodzi o reklamówkę. Możliwości są dwie: albo żeby wsadzić tam rybę i żeby ci samochodu nie zafajdała jak będziesz ją wiózł do domu. Albo na te nagrody
  18. W temacie brzan jestem totalnym świerzakiem, dlatego cieszy to, że z każdym wyjazdem mam coraz więcej brań i poprawiam życiówkę
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

W dniu 25 maja 2018 roku weszło w życie Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r - RODO. Abyś mógł korzystać z portalu Podkarpacki Serwis Wędkarski potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie danych osobowych oraz danych zapisanych w plikach cookies. Proszę o zapoznanie się z Polityką prywatności.