rapala Posted April 9, 2011 Posted April 9, 2011 [ATTACH=CONFIG]4281[/ATTACH]Pogoda za oknem nie ciekawa i nie najlepiej rokująca na cały weekend więc może by trochę powalić w klawiaturę? Czemu nie. Będzie to krótkie opowiadanie należące do gatunku "Wędkarskich Opowieści", myślę że w sam raz na ponury, dzisiejszy dzień. [PRBREAK][/PRBREAK] Cygnus cygnus - gatunek dużego ptaka wodnego z rodziny kaczkowatych, zamieszkujący w zależności od podgatunku między innymi zbiornik w Lublińcu Starym. Będzie to historyjka o ptaku wróć ptaszysku, który nam przyjezdnym jak i okolicznym wędkarzom spędzał sen z powiek i doprowadzał niektórych do szewskiej pasji. [ATTACH]4282[/ATTACH] Stary Lubliniec Było to dobrych parę lat wstecz, kiedy to z kolegami zaczęliśmy jeździć w poszukiwaniu dużych karpi a w szczególności amurów na wspomniany zbiornik. Pamiętam pierwszą zasiadkę oraz rozmowę z miejscowym wędkarzem: - Panowie na karpie i amury? - Dokładnie. - No to życzę powodzenia,może Kuba będzie dla was łaskawy.Lekko się uśmiechnął i odjechał. Nie za bardzo wiedzieliśmy "o czym" albo raczej "o kim" ów człowiek do nas mówi ale nasze wątpliwości szybko się wyjaśniły. Po wytypowaniu odpowiedniego łowiska na głębokości ok. 1.5m i zaznaczeniu go markerami, obok trzcinowej wyspy, która znajdowała się na środku zbiornika, zabraliśmy się do rozkładania całego majdanu karpiowego, przygotowywania kulek i zanęty. Piękna pogoda i cisza na zbiorniku - nic nadzwyczajnego, norma. Jedyne co zauważył kolega to wystający z trzcinowiska obok naszej "miejscówki" biały łeb łabędzia, który cały czas bacznie obserwował nasze przygotowania. Przyszedł wreszcie czas na zanęcenie i wywiezienie zestawów aby po tych wszystkich przygotowaniach w błogim spokoju napić się bursztynowego nektaru. Niestety nic bardziej mylnego, piwo i owszem było ale nie spokój i sielanka! Kiedy ostatni zestaw wylądował w wodzie a kolega na pontonie zbliżał się już do brzegu, zaczął się cały "koszmar" i z trzcinowiska wyłonił się... duży łabędź obierając jedyny słuszny kierunek czyli naszą miejscówkę. Szybko skojarzone fakty z rozmowy z miejscowym wędkarzem, dały jednoznaczne wytłumaczenie - KUBA. Napłynął sobie spokojnie na miejscówkę, d...pa do góry, głowa w dół i zaczął spokojnie wyżerać naszą zanętę! Krzyki, straszenie, strzelanie z procy kulkami proteinowymi czy wreszcie podpływanie pontonem w celu odpędzenia intruza nic nie dawały! Kolega do pontonu, pagaje i do przodu - Kuba w trzciny, nawrót i spłynięcie a to cholerne ptaszysko już przy markerach! Więc siedzimy i kombinujemy. Może odgłos sypanej zanęty go przyciąga? Następnego dnia po napłynięciu na miejscówkę, pojemnik z zanętą pod wodę i zanęcenie łowiska. Rzut oka na trzciny, łeb wystaje i obserwuje-zły pomysł. Pontonem z powrotem do brzegu - ptaszysko znów przy markerach! Nie ma rady trzeba dalej kombinować! Wreszcie wymiana markerów na kawałki trzcin - może nie skojarzy i nie znajdzie łowiska. Zapamiętał i znalazł! Zmiana miejscówki? Nic z tych rzeczy. Głębokość na całym zbiorniku kształtuje się od 1,5 m do 1,8 m i tak swoją długą szyją dosięgnie! Wreszcie dochodzimy do wniosku że trzeba pogodzić się z przegraną bo nie ma realnych sposobów na przechytrzenie tego ptaszyska. Jedyne co możemy zrobić to zwiększyć ilość podawanej zanęty może wszystkiego nie wyżre! Tak minęło nam kilka dni, spędzonych na tym zbiorniku podczas pierwszej zasiadki. Dobrze że chociaż ryby nam to wynagrodziły a efektem było kilka przyzwoitych amurów oraz piękna pogoda. Pomimo ciągłego zmagania się z łabędziem i tak wiedzieliśmy że tu jeszcze wrócimy. Kolejną zasiadkę było nam dane zorganizować dopiero na następny rok. Wyjeżdżaliśmy na nią jak zwykle z wielką ochotą ale także z jedną myślą w głowie...Kuba! A może już go tam nie będzie? Był! I to nie sam. Kiedy przyjechaliśmy na zbiornik naszym oczom ukazał się nie tylko Kuba ale jeszcze i jego partnerka z kilkoma młodymi! Pamiętam dokładnie słowa i minę kolegi "Ja się chyba załamię,k..wa DWA!". Jeszcze wtedy nie wiedział że przyjdzie mu stoczyć wyrównaną walkę z tym ptakiem. Tak jak zakładaliśmy cały scenariusz naszej ubiegłorocznej zasiadki, dokładnie się powtórzył z tym tylko że w łowisku nie mieliśmy jednego ptaszyska tylko dwa oraz stadko młodych. Stare łabędzie, ptaszyska mądre co innego młode i na efekty nie trzeba było długo czekać. Po którymś, kolejnym wywiezieniu zestawów, kolega zapomniał zatopić żyłkę i jedno z młodych zaplątało się w nią. Usilne próby związane aby jakimś sposobem uwolnić go z brzegu nie dawały rezultatów. Odpalenie kilkudziesięciu metrów żyłki też nie był dobrym pomysłem, ptak szybko zaplątał by się w trzcinach i skończył tragicznie. Nie było rady, trzeba było podpłynąć do młodego łabędzia pontonem. Ale jak tu wytłumaczyć jego rodzicom że nie zamierzamy mu zrobić żadnej krzywdy? Kiedy kolega podpływał do łabędzia wtedy wszystko się zaczęło. Kuba z całym impetem ruszył na ponton! Pierze sypało się obficie a w pewnej chwili kolega o mały włos nie wylądował by w wodzie. Raban na cały zbiornik! Krzyki łabędzi oraz kilku okolicznych gapiów na brzegu. Sytuacja może trochę śmieszna ale nie dla kolegi, który zmagał się z dwoma dużymi i agresywnie nastawionymi ptakami. W końcu, jakoś udało mu się uwolnić małego łabędzia ale straty były po obydwu stronach. Kolega przypłacił to bolącym przedramieniem a łabędzie pozbyły się części upierzenia. Jedyne co dobrego przyniosła nam ta sytuacja to że pozbyliśmy się z łowiska....młodych łabędzi. Kuba ze swoja wybranką nadal systematycznie ogołacał z zanęty naszą miejscówkę. [ATTACH]4283[/ATTACH] "Nieproszony gość", fot. @LukaszZ Następnego roku z przyczyn nie zależnych od nas, nie mogliśmy zorganizować zasiadki na tym zbiorniku. Wróciliśmy dopiero po dwóch latach. Niestety,Kuby już nie było.Z wiadomości jakie do nas dotarły, wynikało że prawdopodobnie źle zakończył swój ptasi żywot. Zbiornik ten sam, miejsce zasiadki to samo ale jednak czegoś brakowało-KUBY, dużego i wspaniałego łabędzia, który panował niepodzielnie na tym zbiorniku. Dumny i dostojny co dziennie patrolujący swoją wodę. Nigdy nie zdarzyło się żeby wpłynął w nasze żyłki chociaż przepływał nad nimi kilka razy dziennie. Zawsze tylko sobie wiadomym sposobem je opływał nawet kiedy było już ciemno i wracał z codziennego, wieczornego patrolu. Nikt z nas o tym nie mówił, bo i po co. Ale każdy dokładnie wiedział o co chodzi. Czasami tylko zerkaliśmy ukradkiem na wyspę trzcin obok naszego łowiska.... a może jednak znowu nas obserwuje? @rapala View full article
Recommended Posts
Create an account or sign in to comment
You need to be a member in order to leave a comment
Create an account
Sign up for a new account in our community. It's easy!
Register a new accountSign in
Already have an account? Sign in here.
Sign In Now