Siksa Posted January 31, 2014 Posted January 31, 2014 Od dłuższego czasu chodziła mi po głowie jakaś zagraniczna wyprawa wędkarska. Jednak była to bardziej sfera marzeń niż realny cel. Dzięki koledze z innego portalu, marzenie to mogłem spełnić i wraz z grupą znajomych wybrałem się na szczupaki do środkowej Szwecji. Już od początku stycznia wymienialiśmy się mailami, ustalając szczegóły wyjazdu. Połowa ekipy w poprzednim sezonie miała okazję wędkować na tym łowisku, więc było co czytać i z czego wyciągać wnioski. Dni szybko uciekały, sprzętu przybywało coraz więcej i tak do dnia wyjazdu. 17 maja cała ekipa zameldowała się w Warszawie, gdzie przenocowaliśmy na mieszkaniu kolegi. Nocne rozmowy Polaków trwały długo i praktycznie bez snu o drugiej nad ranem wyruszyliśmy do Gdyni. Droga chodź długa i monotonna to minęła bez zbędnych przygód. Około 4 nad ranem zameldowaliśmy się na miejscu. Domek był w pełni umeblowany, od mikrofalówki po saunę. Miał swój klimat, gdyż szwedzka rodzina, która wcześniej tam mieszkała pozostawiła mnóstwo pamiątek i znaków swojej obecności. Kilku z nas poczekało do świtu i poszło nad wodę oddać kilka rzutów aby dać upust wędkarskim emocjom, a reszta poszła spać. Po odespaniu trudów podróży, ok. 10 rano wszyscy wsiedliśmy do łódek i wypłynęliśmy po raz pierwszy na jezioro. Miało ono ponad 700hektarów, głębokość wody w zdecydowanej większości przekraczała 10metrów, a w najgłębszym miejscu było 26metrów. Linia brzegowa niesamowicie urozmaicona, mnóstwo zatok, cypli, pionowych skał i kilkanaście wysepek. Roślinność wodna o tej porze roku była jeszcze bardzo uboga. Jednak nie ma co się dziwić, gdyż wiosna w tym rejonie Szwecji była opóźniona o jakieś trzy tygodnie, względem tej panującej w kraju. Już w pierwszym rzucie wyprawy kolega z innej łodzi złowił 89cm szczupaka. Dało nam to mocnego kopa, a obawy spowodowane długą zimą, odeszły w niepamięć. Jednak ryby w ten dzień zbytnio nie współpracowały. Łowiliśmy same pojedyncze sztuki, nie przekraczające 70cm. Ryby z tego jeziora były niesamowicie wybarwione. W Polsce nigdzie nie widziałem tak mocno wybarwionych szczupaków. Po złowieniu swojej pierwszej szweckiej szczuki, jeszcze długo byłem pod wrażeniem jej kolorów. Drugi i trzeci dzień były podobne do pierwszego, czyli lekkie zachmurzenie i mało wiatru. Ryby znowu brały pojedynczo i nie powalały wielkością. Po tych kilku dniach nad wodą wiedzieliśmy już, że oczojebne przynęty totalnie się nie sprawdzą. Przez całą wyprawę nie padł żaden szczupak złowiony na jakąś agresywnie pomalowaną przynętę. Obrotówki również zawiodły. Byłem chyba jedynym, który złowił szczupaka na tę przynętę. Ryby słabo żerowały i potrafiły mocno grymasić. Jerkiem można było rzucać w jednym miejscu przez pół godziny, a po zmianie na gumę w pierwszym rzucie mieć rybę. Końcem tego dnia przy kolacji koledzy zameldowali, że znaleźli malutkie ok. 0,5hektarowe bajorko, połączone z głównym jeziorem, malutkim zarośniętym przesmykiem. Postanowili zostawić łódź na brzegu, wziąć po dwa slidery i spenetrować kaczy dołek. Okazało się, że jest on zamieszkany, a tamtejsze szczupaki są głodne i złe. W jednym rzucie można było zaliczyć trzy brania na prowadzonego tuż pod powierzchnią slidera, co kończyło się niesamowitymi gejzerami wody. Ryb nałowili sporo, jednak wszystko do 65cm. Postanowiliśmy, że jutro z samego rana ze swoim partnerem z łódki spenetrujemy to miejsce. Bajorko faktycznie było małe, z maksymalną głębokością do ok. 1,5-2metrów. Brzegi wokół były bagniste, całe połacie zielska ruszały się gdy ostrożnie przemieszczaliśmy się wzdłuż brzegu. Nawet podejście do samej wody było niemożliwe i trzeba było stać kilka metrów od lustra wody. Już w pierwszym rzucie miałem dwa brania, ale przez tępe kotwice ryby błyskawicznie spadły. Po założeniu przynęty już z ostrymi kotwicami, wszystko wróciło do normy i ryby przestały spadać. W tym czasie kolega zdążył wyciągnąć szczupaka +80cm. Następnie ja miałem wychudzone 77cm, które na dodatek na całym grzbiecie miało pamiątkę po znacznie większej mamusi. (Tego nieszczęśnika miałem okazję skłuć ponownie dzień później. Podejrzewam, że tą osiemdziesiątkę złowioną przez kolegę, również pogłaskałem przy następnej wizycie). Obejście całego oczka zajęło nam ok. 4 godziny, które często przerywane było holami ryb, a tylko jeden szczupak miał poniżej 60cm. Byliśmy tak nakręceni, że po powrocie na łódkę, wyciągnęliśmy mapy satelitarne jeziora i zaczęliśmy szukać wokół jeziora innych leśnych oczek. Dość szybko znaleźliśmy interesującą wodę, jakieś 300metrów w głąb lasu. Pierwsze lądowanie było nieudane, bo wpłynęliśmy nie w tę zatokę co trzeba i zrobiłem sobie półgodzinne poszukiwania po lesie. W tym czasie kolega miał przed oczami sceny z filmu „Zły skręt” ? Drugie było już udane i szybko odnaleźliśmy zapomnianą wodę. Może nie do końca zapomnianą, bo na brzegu leżała aluminiowa łódka. Niewiele zastanawiając się, wróciliśmy do naszej łajby po większą ilość przynęt, echo i wiosła. Jeziorko chodź niewiele większe to znacznie różniło się od poprzedniego. Było zdecydowanie głębsze, echo pokazało głębokość do 8metrów, brzegi w większości były skaliste, z uschniętymi drzewami wokół, a dno pełne gałęzi. Nadzieje na grube łowienie mieliśmy przeogromne. Myślałem, że w pierwszym rzucie wielki szczupak będzie chciał wciągnąć mnie do wody. Jednak bardzo szybko zostaliśmy sprowadzeni na ziemię. Po 2 godzinach łowienia i opłynięciu prawie całego zbiornika, nie mieliśmy nawet dotknięcia, a miejsca teoretycznie były zdecydowanie lepsze. Dopiero po dopłynięciu do malutkiego siurku spływającego ze stoku lasu złowiłem dwa szczupaki, a kolega spiął jednego. Echo w pewnym momencie oszalało i pokazało w najgłębszym miejscu ogromną ławicę ryb, przerzuciliśmy wszystkie przynęty jakie mieliśmy i na tym koniec. Podejrzewam, że brak szczupaków był spowodowany czymś we wodzie, bo skąd tyle uschniętych drzew na brzegu? Brak połączenia z głównym jeziorem sprawił też, że ryby nie mogły migrować. W piąty dzień przyszło lekkie załamanie pogody. Prawie cały dzień mżyło i wiało. Jednak spowodowało to, że ryba zaczęła gryźć i każdy dobrze połowił. Przez dwie godziny wiał bardzo mocny wiatr, a kolega na innej łodzi w tym czasie z jednego miejsca złowił kilkanaście szczupaków, gdzie jego partner zaliczył jednego czy dwa. Miejsce to było odwiedzane codziennie przez cały wyjazd, ale darzyło tylko w czasie wiatru. Z drugiej strony kolega jerkował 3metrowym kijem z elastyczną szczytówką. Krótkimi, sztywnymi wędkami, nikt nie był w stanie nadać przynęcie takiej samej pracy, więc kolega lał każdemu dupska w czasie łowienia na płytkich trzcinowiskach. Szósty dzień był przełomowy dla całego wyjazdu. Padły trzy metrówki 101,103 i 108cm. Od tego momentu większość ekip przerzuciła się na trolling. Było to dobrym wyborem, bo średnia wielkość łowionych ryb znacznie się podniosła. Ostatniego dnia i ja miałem możliwość zmierzenia się z wielkim szczupakiem. Niestety łowiłem zbyt słabym przyponem, gdyż wszystkie tytanowe odszczeliłem przez zbyt delikatne zbicie kabłąka w kołowrotku. Po energicznym braniu i mocnym odjeździe nagle wszystko sflaczało. Przynęta jednak była na końcu zestawu, ale brakowało jednej dozbrojki. Szczupak ściskiem paszczy otworzył agrafkę przyponu i ściągnął dozbrojkę na której był zapięty, pozostawiając mocno pociętą na całej swej długości 23cm gumę. Następnie szybkie pakowanie, sprzątanie domku i odpoczynek. Późnym wieczorem wyruszyliśmy w drogę powrotną, która skończyłaby się nieszczęśliwie. O drugiej w nocy już w Warszawie, podczas bardzo gęstej mgły, o mały włos koledzy jadący drugim autem nie zderzyli się z łosiem, który stał na środku drogi. Na szczęście kierowcą był zawodowiec i o centymetry zmieścili się między zwierzęciem a rowem. Przenocowaliśmy ponownie u kolegi i z samego rana rozjechaliśmy się do domów. Z pierwszego tego typu wyjazdu jestem zadowolony, chodź wymarzonej metrówki nie złowiłem, a matka natura sprawiła nam psikusa, opóźniając wiosnę. Myślę, że gdybyśmy byli dwa tygodnie później, to trafilibyśmy optymalnie. Jednak porównując nasze wyniki do dwóch ekip, z którymi równocześnie wracaliśmy, to połowiliśmy najlepiej. Jedna z ekip również miała trzy metrówki na koncie, jednak dwie osoby w ciągu całego wyjazdu nie przekroczyły bariery 60cm, (jedna ponoć nawet nie przekroczyła 50cm), a nie byli to ludzie z pierwszej łapanki. Z kolei druga ekipa, była na szkierach przez dwa tygodnie i zakończyła wyjazd szczupakiem 86cm. Nie jest, więc tak łatwo spędzić udany wędkarski tydzień, nawet w Szwecji. Jednak polecam każdemu taki wyjazd, ponieważ wystarczy przedostać się na drugą stronę morza i jest się w innym świecie. Na zakończenie chciałbym podziękować kolegom @rapala i @Oktawian za użyczenie echosondy i akumulatorów. Jeszcze raz serdecznie dziękuję. PS. Nie jest prawdą, że Rosjanie na Igrzyska Olimpijskie w Soczi wymyślili podwójne toalety. Szwedzi byli pierwsi. @Siksa View full artykuł
Recommended Posts
Create an account or sign in to comment
You need to be a member in order to leave a comment
Create an account
Sign up for a new account in our community. It's easy!
Register a new accountSign in
Already have an account? Sign in here.
Sign In Now