Skocz do zawartości

PODSTĘPNE SZCZUPAKOWANIE


PSW

Rekomendowane odpowiedzi

Artykuł Opublikowany 25-12-2009, autor @mapet77

 

Tego wyjazdu to już kompletnie nic nie zapowiadało. Tak jak zawsze wiedziałem jak poprowadzić rozmowę z moją małżonką o wyjeździe, tak tym razem nawet mi przez myśl nie przeszło, żeby cokolwiek napomknąć o rybach. Wczorajszy dzień (21.12.2009) mijał bez żadnych emocji typu szykowanie sprzętu, przeglądanie zamrażalnika w celu przygotowania odpowiednich przynęt. Nic, kompletna cisza.

 

Nawet mój kolega Tony nie dzwonił… nie pisał… Poddałem się! Jednak wszystko się zmieniło, gdy będąc w łazience usłyszałem sygnał nadejścia wiadomości. Ale że byłem zajęty wieczorną toaletą, nie zwróciłem na to szczególnej uwagi. Około godz. 23:15 postanowiłem jeszcze sprawdzić co się dzieje na portalach wędkarskich i… zobaczyłem nieodebrane połączenie na moim telefonie. Zaskoczony trochę tak późną porą pomyślałem, że coś tylko naprawdę ważnego mogło kogoś zmusić do telefonowania o tym czasie. Okazało się, iż mój kompan po kiju chciał sprawdzić czy nadal aktualne są nasze plany co do jednego z lokalnych jezior. Odpisałem, że tego wyjazdu nie konsultowałem z „BAZĄ” więc prawdopodobnie nici z wyjazdu. Jednak wiadomość od Toniego obudziła we mnie uśpionego łowcę… Wchodząc do łóżka próbowałem skupić na sobie całą uwagę mojej Rodziny, a zwłaszcza „BAZY”. Jak na złość nic z tego nie wyszło, tylko mój pierworodny zaczął się przewalać z boku na bok więc odpuściłem. Jednak w środku nocy, w porze karmienia, wyczułem moment i pod pretekstem przywiezienia z lasu stroika na święta stanęło na moim. Jeszcze tylko alarm ustawić i spać…

 

Tej nocy spałem czujnie, rzekłbym za czujnie, ale mój 6-cio miesięczny syn Kacper miał inne plany. Całą nockę wiercił się więc i my nie zmrużyliśmy oka, zwłaszcza moja małżonka. I tak oto po 5-ciu godzinach i 45 minutach siedziałem z dzieckiem na kolanach w dużym pokoju i przeglądałem Internet. Zdecydowanie za wcześnie na wyjazd, na zewnątrz kompletnie ciemno, więc zająłem się przygotowaniem przynęt, gdyż w taką pogodę jaką mieliśmy za oknami od kilku dni wiedziałem, że będzie utrudnione montowanie kotwiczek w zamarzniętych na kość śledziach i płociach (tylko te dwa gatunki wchodziły w grę na tej wodzie). Ale ile można montować 4 zestawy? Co dalej z tak wcześnie rozpoczętym dniem? Zniosłem sprzęt do auta, zjadłem śniadanko i nim się obejrzałem nadeszła godzina wyjazdu.

 

Do jeziora mam około 15 km, co w normalnych warunkach zajmuje około 12-15 minut. Jednak nie tym razem-za szybą mojego pędzidła szalał zachodni wiatr, niosący śnieg z deszczem a na horyzoncie spostrzegłem błyskawice, co w Irlandii jest rzadkością. Pomyślałem sobie: „no tak, zawsze jak wynegocjujesz z Izabelą ten upragniony wyjazd na ryby musi rozpętać się piekło i z nieba, jak z rozdartej pierzyny, naparzają płatki śniegu z deszczem przeradzające się w grad?!?”. Miałem wszystkiego serdecznie dość. Jednak stwierdziłem, że choćby nie wiem co i tak posiedzę, przynajmniej 2-3 godziny, w końcu mam parasol wędkarski, który mi sprezentowali moi irlandzcy znajomi na pożegnanie (tak, tak końcem stycznia już wracam na stałe). Po 30 minutach nadal miałem do jeziora około 2-3km, warunki na drodze były beznadziejne, kombinacja 5-cio centymetrowej warstwy śniegu, deszczu i ujemnej przy gruncie temperatury zmusiły mnie do maksymalnej koncentracji za kierownicą.

 

W końcu, po wszystkich trudach i niedogodnościach dotarłem nad wodę, jeszcze tylko „spacer farmera” z tobołami dookoła mojej szyi: pokrowiec z wędkami, parasolem, podpórki do wędek, podbierak, mata do ważenia (po cholerę mi ona jak zapomniałem wagi?) to wszystko wisiało na moim lewym ramieniu. W jednej ręce 7-mio kilogramowy rod-pod (stalowy, nierdzewny), a w drugiej torba z resztą maneli. Po co mi to wszystko na 3 godzinki łowienia? Coraz częściej to pytanie gości w mojej łepetynie, gdy tylko wybieram się na kolejne wyprawy. Ale cóż, nie ma siły i trzeba to wszystko targać ze sobą. Rod pod chociażby dlatego, że kamieniste dno i brzeg jeziora nie pozwala na wbicie podpórek. Pokrowiec – cóż, gdzieś muszę upchać 2 gotowe do zarzucenia wędki plus jedna w zapasie i jeden kij spinningowy, dodatkowo w pokrowcu jest wielka kieszeń na wielki parasol, bez którego w Irlandii nawet w bezchmurny dzień nie wyszedłbym na ryby. Podbierak, mata, podpórki (tak na wszelki wypadek)… sporo tego jak na kilka godzin. Ale ja jak zwykle na wszystko mam wytłumaczenie.

 

Oczywiście Toniego ani widu ani słychu więc dzwonię… nie ma odpowiedzi. No cóż, myślę sobie: „już nie raz łowiłem w samotności i tym razem dam radę”. Po złożeniu do kupy rod poda, zamontowaniu sygnalizatorów i rozłożeniu wędek nie pozostało nic innego jak zarzucić w dobrze znane mi miejsce i czekać na zagubionego esoxa. Nie minęło 5 minut pojawia się Tony z bratem i z jeszcze większą od mojej kupą klamotów. Patrząc na nich z boku nasunęło mi się pytanie: po kiego grzyba im te wszystkie pierdoły? No ale nic, niech się dzieje wola niebios i wreszcie się coś zacznie dziać, gdyż spragniony byłem emocji jak nigdy dotąd. Minęło może 30-45 minut więc z nudów wyjąłem aparat, żeby zrobić zdjęcie otaczającej nas scenerii, gdy w tym samym momencie jeden z moich swingerów opadł i żyłka zaczęła uciekać z kołowrotka.

 

2009-12-001.thumb.jpg.2b898f2f269d2118b4f2aa7e5bfb6c6e.jpg

 

Zerwałem się jak poparzony, doleciałem do wędki, zaciąłem… nic. Na drugim końcu nic się nie dzieje. Zwinąłem zestaw i na moim śledziu wyraźnie widać ślady aktywności szczupaka. To już jest dobrze, taka aura, 1 stopień na plusie woda koło 3-5 stopni nie jest źle-pomyślałem. Jako że przynęta nie odnotowała większych uszczerbków na wyglądzie po 2 minutach wróciła dokładnie w to samo miejsce, może troszkę obok. Odłożyłem wędkę na stojak, naprężyłem plecionkę, otworzyłem kabłąk i już miałem zawiesić sygnalizator, aż tu nagle jak mi szczytówką nie szarpnie!!! Od razu wiedziałem, czym to pachnie. Odczekałem troszkę dłużej niż zwykle (z reguły zacinam od razu, jak przy normalnym łowieniu na grunt), tym razem dałem 15 sekund rybie do namysłu i sruuuu w palnik. A po drugiej stronie-zaczep, pomyślałem, jednak w tej samej sekundzie zaczep ożył. Na początku myślałem, że mam swoją największą rybę na tym jeziorze (5,4kg poprzedni rekord)

 

2009-12-002.thumb.jpg.cb8c4f51099ab842735543824ecd2ca8.jpg

 

Jednak po 5 minutach, gdy ryba pojawiła się przy powierzchni napięcie moje opadło, średniak jak na tę wodę. Z podebraniem nie było problemu i już rybka wylądowała na macie. Była tak żywa, że kotwiczka powkręcała się okropnie w siatkę podbieraka, że nie był innej rady jak ciąć groty kotwicy i uwolnić rybę jak najszybciej. W międzyczasie Tony przyniósł wagę i byliśmy wszyscy zaskoczeni, że taki emocjonujący hol, a w efekcie 3,2kg.

 

2009-12-003.thumb.jpg.098a2a900ca6c7370da70ba3577fc553.jpg

 

Jednak każda ryba złowiona w takich warunkach pogodowych byłaby iskrą, która roznieciłaby w nas płomień do dłuższego polowania na większe okazy zamieszkujące tę wodę, więc zgodnie przerzuciliśmy nasze zestawy w te same miejsca, co czasami bywa bardzo pomocne. W ciągu następnych 90-ciu minut ja miałem jedno branie (do brzegu), które niestety spudłowałem i Tony dwa puste brania na makrele. Co do spudłowanego ostatniego brania to muszę powiedzieć, że nigdy jeszcze nie zaciąłem ryby biorącej w kierunku brzegu (mowa tu o szczupakach). Jakieś fatum czy co? Podsumowując dzień nad wodą muszę stwierdzić: trzeba mieć nieźle poryte pod deklem aby jechać autem na letnich oponach w taką pogodę.

 

2009-12-004.thumb.jpg.55218edcbfd89fc1f84c9fbfbac9d1c9.jpg

 

Trzeba mieć jeszcze bardziej nawalone niż Cyganka w tobołku, aby w taką pogodę łowić ryby!!! Ale ja już taki jestem, wiem, że grudzień to jeden z najlepszych okresów na drapieżnika, pod warunkiem, że nie skuje wody lodem, co dzisiaj też powoli zaczynało się przy brzegu uwidaczniać.
Po powrocie do domu już ustaliłem z moją drugą połówką, że 3 ostatnie dni tego roku spędzę nad wodą celem wykorzystania licencji na wody Północnej Irlandii, której ważność upływa końcem roku. Jeszcze nie powiedziała stanowczo nie, ale też nie przytaknęła. Wszystko przede mną. Myślę, że zgodzi się na moje odchyły od normy, gdyż nikt o zdrowych zmysłach nie wybrałby się w taką pogodę nad wodę. Lecz pomimo niedogodnej (dla nas jak widać) pogody, każda złowiona ryba liczy się podwójnie.

 

2009-12-005.thumb.jpg.3423b74460f712d145cfc5b60b8c2706.jpg

 

P.S. Habazie na stroik przywiozłem jak marzenie!!! Tylko ciekawe jakiego argumentu użyję aby Ją przekupić następnym razem? Mam kilka dni, żeby coś wymyśleć… Wierzę w dar przekonywania, który wyrobiłem sobie pracując w Polsce jako przedstawiciel handlowy.

 

Tomasz Górka (mapet77)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

W dniu 25 maja 2018 roku weszło w życie Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r - RODO. Abyś mógł korzystać z portalu Podkarpacki Serwis Wędkarski potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie danych osobowych oraz danych zapisanych w plikach cookies. Proszę o zapoznanie się z Polityką prywatności.