Cześć i czołem! Dzisiaj chcę podzielić się z Wami pewną historią – jej rozwinięcie znajdziecie w filmie, którego premiera miała miejsce dosłownie przed sekundą. Zacznę pytaniem, które proponuję, byście zadali sobie w myślach również Wy –czy mieliście kiedyś tak, że Wasza wędkarska intuicja podpowiadała Wam, że powinniście gdzieś jechać, coś sprawdzić, odkryć dla siebie jakąś konkretną wodę? Nigdy nad nią byliście, ale coś Wam mówi, że to miejsce jest dla Was. Ja tak miałem w przynajmniej dwóch przypadkach. Jednym była maluteńka, pstrągowa rzeczka, która na pierwszy rzut oka sprawiała pozory zupełnie nieatrakcyjnej. Okazało się, że była (niestety, czas przeszły jest tu uzasadniony) istnym eldorado… Ale nie o tym dzisiaj. Drugim łowiskiem, które pobudzało moje wędkarskie myślenie, ale nie doczekało się przez szereg miesięcy (no, dobra, łącznie to pewnie z trzy lata minęło od pomysłu do realizacji…) był mały, kameralny zbiornik zaporowy na niewielkiej, leśnej rzeczce. Nie żebym spodziewał się fajerwerków, gejzerów wody i życiówki w co drugim rzucie. Spodziewałem się unikalnej aury, podobnej do tej z mojego ukochanego łowiska. Liczyłem rzecz jasna na jakieś ryby, ale przede wszystkim na to, że będę mógł znaleźć coś ciekawego, innego niż moja wędkarska codzienność. Potrzeba było noworocznego, jubileuszowego postanowienia #20nowychłowiskna20latwędkarstwa żeby w końcu trafić tam, gdzie dobrze wiedziałem, że powinienem trafić. Trafiłem i nie zawiodłem się. Ryba wędki mi nie złamała, ale i tak było bardzo, bardzo przyjemnie. Z pewnością tam wrócę.