PSW Posted July 17, 2018 Share Posted July 17, 2018 Artykuł opublikowany 25-05-2010, autor @Gochu Jak to z kobietami bywa, po wstępnej ekscytacji i zauroczeniu, przychodzi chwila kiedy trzeba się zastanowić czy to jest właśnie "TO". Człowiek nie śpi nocą, nie może pracować dniem... myśli tylko czy było warto. Zaryzykowałem. Cały tydzień podchodów, codzienne odwiedziny (w sklepie wędkarskim)... było warto. Kiedyś ktoś bardzo mądry powiedział: "Jeżeli zadbasz o wodę to woda zadba o Ciebie"... zadbała! Z kobietami jak z rybkami. Po zwalającym z nóg tygodniu i szybkim uwinięciu się z piątkiem zapakowaliśmy golfa po podsufitkę i ruszyliśmy nad wodę. Telefon od Piotra: "Zatoka zajęta!" Fuuuuuu... jedyne miejsce które mieliśmy rozpracowane... no trudno. Nie w takich sytuacjach człowiek musiał sobie jakoś poradzić. W chwili kiedy zobaczyliśmy lustro wody wyłaniające się zza drzew pierwszy uśmiech wolno rodził się. JESTEŚMY! Szybkie rozeznanie i podejmujemy decyzje. zatrzymujemy się przy pierwszym, wolnym miejscu pozwalającym na rozłożenie "domku nad wodą" (pozdrowienia dla Siksy ) O dziwo kilka metrów od naszego poprzedniego stanowiska zwalnia się piękny placyk na którym zmieści się wszystko. Bomba! Znosimy sprzęt. Idzie opornie... no ale przy takim widoku... nawet nie poczułem, że się zaśliniłem. Cudownie jest! Domek - check, grill - check, fotele - check... na resztę przyjdzie czas. Dłuższa chwila pogaduchy, zimne piwko i zmęczenie po całym tygodniu gdzieś się ulatnia. Na pierwszy ogień, poza kaszanką z Lewiatania idzie spinning i duża guma. Daleki rzut i guma opada... opada... opada... opada... co jest!? Jesteśmy kilka metrów obok miejsca z poprzedniego tygodnia i przed sobą mamy wielki dół! Czarna mnie zadziwiła po raz pierwszy. Sądowanie dna i znaleźliśmy kilka metrów ładnego blatu z roślinnością, pozostałość po dużej wyspie na środku zatoki i stromy stok w stronę brzegu. Podstawa już jest. Czas się zbroić. Zapach zanęty, kukurydzy i kolendry miesza się w powietrzu z zapachem mięska z grilla. Po obiadku zaczynamy. Początki nie były obiecujące. Pojedyncze brania drobnicy na białe robaki i pinkę, kukurydza całkowicie zawiodła. Donęcamy i czekamy na wyniki. Do wieczora spławiki nabierają wprawy w ostrym nurkowaniu za sprawą okoni (do 30cm). Zapada zmrok. Zwijam odległościówkę i odpoczywam. Piotrek w tym czasie zmienia kija i montuje przydennego szperacza. Mały koszyk i czerwone robaki... może posmakuje większemu pasiakowi. Rzut blisko brzegu i czekamy. Po dłuższej chwili i kolejnej opowieści o wielkich rybach klips strzela i sygnalizator wyje. Zacięcie. Kij lekko przygięty ale nie pulsuje. Masz coś? Nie... a może... nie... o kurde mam... nie. Dopiero przy brzegu krótki odjazd i dziwna praca kija wskazuje na "coś". W tym momencie Czarna zadziwiła mnie po raz drugi. Na czerwonego robaka, w tym samym miejscu gdzie przed kilkoma chwilami skubały okonie skusił się węgorz. Pierwszy raz w życiu widziałem ten gatunek. Piękny!. Piotrek zakłada jeszcze jednego czerwonego i nad ranem znów mały węgorz wyprzedza okonia na zakręcie. Następny rzut i... kiełb. Przeżywam szok. Jestem pod wrażeniem rybostanu zbiornika. Czarna zadziwiła mnie po raz trzeci. Po tym wydarzeniu już nie mogłem usiedzieć. Ogległościówka poszła w ruch. Łowię płotki i płocie... ze wskazaniem na płocie i tak mija czas. Cudownie jest! Około południa dojeżdżają posiłki z Rzeszowa, Tomaszowa Lubelskiego i Stalowej Woli. Chłopaki montują feedery a ja zostaje przy mojej ukochanej nowej znajomej i łowię delikatnie. Oni łowią czterdziestocentymetrowe karpiki i leszcze a mój spławik stoi jak zaczarowany. Korzystając z chwili przestoju prostuje kości. Chłopaki rozpakowują zapasy i rozpalają grilla. PIK! Sygnalizator informuje o kolejnym skubnięciu. Branie jest bardzo delikatne i dopiero po chwili zdecydowanie wyje. Zacięcie. Kij pracuje rytmicznie i mocno pulsuje. Pod powierzchnią widać biały bok lesz... sandacza!? Na białe robaki... w środku dnia. Łapie się za głowę... po raz czwarty. Sandacz lekko ponad 45cm. Trzeba będzie wrócić tu jesienią. Dołącza do nas kolejny zawodnik. Filip, syn Piotrka. Przyjechał potrenować przed zawodami z okazji dnia dziecka... a wypunktował wszystkich. Karpik za karpikiem. Cudowny widok kiedy syn dzieli pasje z ojcem. Filip siedział całą noc przy wędkach. Podpatrywał. Zadziwiające jest to jak szybko uczył się i dawało mu to rezultaty. W fantastycznej atmosferze przywitaliśmy kolegów z SSR... chyba tak im się u nas spodobało, że odwiedzili nas również następnego dnia. W niedziele zaczęło wiać i ryby przesunęły się w kierunku brzegu. Były drobne ale brały na tyle ochoczo, że nie odkładałem kija na podpórki. Zabawa była przednia aż do późnego popołudnia. Szara rzeczywistość dała o sobie znać sygnałem nadchodzącego połączenia i powoli zaczęliśmy pakować manatki. Kolejny cudowny weekend. Cudowny bo kto potrafi zadbać o wodę zdziwi się jak wielce może ona się odwdzięczyć. Jak kobieta. Bo z kobietami jak z rybkami @Gochu Link to comment Share on other sites More sharing options...
Recommended Posts
Create an account or sign in to comment
You need to be a member in order to leave a comment
Create an account
Sign up for a new account in our community. It's easy!
Register a new accountSign in
Already have an account? Sign in here.
Sign In Now