PSW Posted July 17, 2018 Posted July 17, 2018 Artykuł opublikowany 04-02-2010, autor: @Andre W założeniach na ten sezon był taki plan - popróbować sił na górskiej rzece. Zwłaszcza w lutym i marcu kiedy to nizinny spinningista zapada w letarg. Tak się szczęśliwie złożyło że zaległy urlop zgrał się w czasie z rozpoczęciem sezonu na pstrąga. Postanowiliśmy więc z Dzienciołem wykorzystać pięć minut i ruszyliśmy nad San w okolice Leska. Spod mojego domu wyjechaliśmy "o czasie" czyli z piętnastominutowym poślizgiem. Po drodze przeglądamy mapę i nasz wybór pada na Postołów. Planujemy zacząć koło mostu w tej miejscowości, a potem ewentualnie przemieścić się do Łączek. Gdy za Dynowem zjechaliśmy do doliny Sanu zobaczyliśmy niepokojący widok - rzeka na całej szerokości pokryta była lodem. No ale my jedziemy w górę więc nie będzie źle-stwierdzamy całkiem słusznie, jak sie potem okazało. Na miejscu jesteśmy koło dziesiątej. Dorzucamy na nogi po dwie pary skarpet, wbijamy się w "gumę" i hajda nad wodę. San w tym miejscu jest płytki, ja brodzę w woderach i bez żadnego problemu przemieszczam się na drugi brzeg i to w zupełnie przypadkowym miejscu. Dzięcioł obławia okolice mostu. Płytko, płytko- jak tu łowić cholera? Większość wobków, które przywiozłem schodzi za głęboko. Staram się wyszukiwać jakichś głębszych fragmentów wody, uskoków dna i tam podaję przynęty. Ani moje, ani Dzięcioła wysiłki nie przynoszą oczekiwanych efektów. Nic się nie dzieje. Trochę zaczynam wątpić w słuszność wyboru miejsca, a fakt że jesteśmy nad wodą sami powiększa moje zwątpienie. - Może trzeba było gdzieś indziej zacząć? - Jakoś mi to nie pasuje aby w środku zimy łowić w wodzie do kolan - mówię do Dzięcioła. Po godzinie już nie jesteśmy sami. Pojawiło się trzech spinningistów, dwóch z nich łowi równolegle z nami pod drugim brzegiem. O to mi chodziło. Jeśli mi nie idzie to przynajmniej coś podpatrzę-pomyślałem. Niewiele nam ich obecność pomogła - goście łowili tak jak my. Tyle, że my ich miejscówki obrobiliśmy pół godziny temu. Z czasem nad wodą przybywało amatorów pstrągowania. W miejscu gdzie zaczynaliśmy łowy pojawił się kolejny wędkarz i nie wchodząc do wody zaczął łowić. Po kilkunastu rzutach wyholował pierwszą rybę. Sytuacja powtarza się po kilku minutach - gość holuje kolejnego wymiarowego pstrąga. Podczas podbierania staje on na lodowym nawisie i wpada do wody razem z rybą i dwoma metrami kwadratowymi lodu. - No to już połowiłeś- pomyślałem. Ale gdzie tam za moment holuje następną rybkę tym razem niewymiarową. Nie wytrzymuję. Wychodzę z wody i idę zagadać. - Dzień dobry. Czy to miejsce jest jakieś magiczne, czy to może zasługa przynęty - pytam. - A dzień dobry - miejsce jest dobre mówi, a przynęta to nic specjalnego. Pokazał mi białego bezsterowego robala Rebela. Stoję z nim kilka minut i na moich oczach wychodzi mu do robala kolejny trzydziestak. Bierze dwie długości kija od nas i niecały metr od brzegu. Po chwili rybka spada. W międzyczasie dowiaduję się, że brania na dobre zaczynają się koło południa. I faktycznie obserwując pozostałych kilku wędkarzy co jakiś czas ktoś holował rybkę - również w miejscach w których my łowiliśmy wcześniej z Dzięciołem. - Stawaj pan koło mnie i rzucaj, biorą w sumie na wszystko - mówi widząc moje niemałe zdziwienie całą sytuacją. - Aż tak sępił nie będę - pomyślałem i kurtuazyjnie oddaliłem się o kilkanaście metrów. Mój rozmówca założył na agrafkę zieloną gumę z brokatem i po kilku rzutach zakończył łowy z kompletem. Zaprosił mnie na swoje stanowisko. -Ja muszę jechać do pracy- stwierdził. Z wielkimi nadziejami zacząłem obławiać wodę. Po kilku rzutach pierwsze branie. Jest - pierwszy z Sanu. Nie był duży ale ucieszył mnie ogromnie. Po zmianie Horneta na wahadło kolejne puknięcie. Pstrąg około 35 spada mi przy brzegu. Nadchodzi Dzięcioł. Opowiadam mu całą historię. Pogrzebał w w swoich przepastnych pudłach, wybrał jakieś robale i wziął się do roboty. Ja po tych kilkunastu minutach stania w śniegu nie czuję stóp. Idę do samochodu trochę się rozgrzać tym bardziej, że z wyjazdu na inne miejscówki zrezygnowaliśmy. W aucie wypijam pół litra kawy, zjadam snickersa i po 20 minutach jestem gotów. Najpierw idę na most. W polaroidach widać wszystko. Widać ryby na całej szerokości rzeki. Miejsce w którym ów wędkarz łowił jest lepsze od pozostałych tylko dlatego że zagłębienie dna ma tu większą powierzchnie niż pozostałe dołki. Widać z mostu kilkanaście ryb, nie tylko pstrągów. Nawet pojawiają się oczka na powierzchni wody. Często gdy łowie na rzekach koło mostu to wychodzę właśnie na most by popatrzeć na wodę z góry. Dziś nawet przez chwilę o tym nie pomyślałem, a od tego powinniśmy zacząć. Na pewno było by łatwiej. Schodzę do Dzięcioła. - I jak ?- pytam. - Trzy sztuki - mówi, a kilka spadło. Łowimy ramię w ramię na zmianę holując rybki. W pewnym momencie holujemy nawet jednocześnie, ale równie jednocześnie rybki nam spadają. Ogółem bardzo dużo ryb straciliśmy w trakcie holu. Ale duża liczba brań w pełni to rekompensuje. Oprócz pstrągów biorą też niewielkie klenie. Po powierzchni wody płyną jakieś małe czarne muszki i to do nich pewnie podnoszą się pstrągi fajnie oczkując. Widać życie w tej rzece i to nawet w środku zimy. To bardzo cieszy, zwłaszcza przyzwyczajonych do ogólnej miernoty na swoich wodach łowców. Około godziny czternastej zaczęło trochę wiać i brania osłabły. Ponadto upływający czas kazał nam powoli wyrwać się z łowieckiego amoku. Przed piętnastą ruszamy w drogę powrotną. Dzień zgodnie zaliczamy do bardzo udanych. Ja kończę z czterema pstrągami i dwoma kleniami, a Dzięcioł złowił sześć pstrągów. Największe miały po około 36 cm. Pewnie dla obytych na Sanie wędkarzy nasz wynik może być mizerny, ale my jesteśmy w pełni usatysfakcjonowani. Jak na cztery i pół godziny łowów jest nieźle. Prawdę mówiąc miałem małe obawy jadąc na San, ale porzekadło wędkarskie mówi, że jak ryba jest to bierze, a w Sanie ryb nie brakuje. Piękne widoki, woda kryształ, duża liczba brań - czego chcieć więcej ? Już wiem że dla mnie to będzie wspaniała alternatywa na martwy sezon, bo pewnie już od kwietnia przepadnę nad Wisłokiem. W drodze powrotnej już kombinujemy kiedy tu znowu wrócimy... Andre
Recommended Posts
Create an account or sign in to comment
You need to be a member in order to leave a comment
Create an account
Sign up for a new account in our community. It's easy!
Register a new accountSign in
Already have an account? Sign in here.
Sign In Now