PSW Posted July 18, 2018 Share Posted July 18, 2018 Artykuł opublikowany 04-12-2010, autor: @Dragomir Październik i listopad to bardzo dobry okres na drapieżniki. Ryby czując nadchodzącą zimę stają się bardziej żarłoczne i często intensywnie żerują. Jest to bardzo dobry czas na połów rzecznego sandacza. Ryby te w tym okresie zaczynają się grupować w większe stada i jeżeli uda nam się złowić chociaż jedną sztukę, to możemy być prawie pewni że jest ich tam więcej. Jest sobota i razem z ojcem jedziemy na ryby nad San. Jest słonecznie i dosyć ciepło. Udajemy się na niezłą przykosę z nadzieją złowienia sandacza. Miejscówka jest bardzo dobra, a dowodzi tego październikowy sum złowiony przez mojego ojca (Zbigniew), ale z drugiej strony często z takich miejsc wraca się nawet bez jednego brania. Podstawą do sukcesu jest w miarę częste bycie nad wodą i cierpliwość . Gdy docieramy na miejsce miejscówka okazuje się wolna i możemy łowić. Ja uzbrajam zestaw a ojciec już w tym czasie łowi. W momencie gdy zapinam u siebie w zestawie gumę ojciec krzyczy: ”Mam rybę!!!”. Zostawiam swój zestaw i biegnę na jego stanowisko. Wędka pięknie wygięta, widać że ryba nie jest mała. Po dwóch minutach przy brzegu pokazuje się sandacz, schodzę niżej i podbieram sandacza. Ryba jest całkiem spora, miarka wskazuje 68 cm. To się nazywa dobrze zacząć łowienie. Drżącymi z wrażenia rękoma robię kilka fotek i udaję się na swoje stanowisko . Niestety przez następne 2 godziny nic się nie dzieje. Zmieniam co jakiś czas gumy co niestety nie przynosi rezultatu .W międzyczasie 3 przynęty pozostają w wodzie na stałe, miejsce nie jest jakieś specjalnie zaczepowe ale i tak trochę się urywa. Ojciec nie mając kolejnych brań uzbraja swój zestaw castingowy i próbuje łowić. Nawet nieźle wychodzą mu rzuty, co nie jest proste mając za plecami krzaki. Po około 20 minutach zawiesza się 50cm szczupaczek. U mnie nadal bez brań, powoli tracę nadzieję i zaczynam odczuwać zmęczenie i znużenie bezowocnym biczowaniem wody. W pewnym momencie intuicja nakazuje mi rzucić przynętę nieco bliżej brzegu, podrywam przynętę dwoma szybkimi obrotami korbki i czekam aż opadnie na dno. W tym momencie następują dwa bardzo szybkie pstryknięcia niestety zacięcie nie przynosi rezultatu. Nie poddaję się i powtarzam rzut miej więcej w to samo miejsce, następuje energiczne branie , tym razem jestem dużo lepiej skoncentrowany i nie daję rybie szans . Krótki hol i podbieram sandacza. Ryba nie jest duża mierzy 54 cm ale i tak jestem bardzo zadowolony. Ojciec robi mi zdjęcie i sandacz wraca do wody. Od tego momentu zapominam o zmęczeniu i dalej rzuty, poderwanie i opad. Po około 15 min mam kolejne branie, ale znowu spóźniam zacięcie. Wyciągam przynętę i na kopycie widać wyraźne ślady po zębach. Kolejne rzuty przynoszą następne branie, udaje mi się rybę zaciąć jednak sandacz nie jest zbyt duży. Pod koniec łowienia zaliczam jeszcze delikatne branie ale ryby nie udaje się zaciąć. Do końca dnia nic już więcej się nie dzieje, ale w sumie wyprawę uważam za bardzo udaną. Może dla wielu wynik naszego łowienia nie jest rewelacyjny, jednak jak nad Sanem sandacza nie jest łatwo złowić, chociaż mogą trafić się naprawdę piękne sztuki. Miejsce okazuje się naprawdę niezłe, w późniejszym okresie udaje nam się złowić kilkanaście sandaczy. Największy sandacz mierzył 77 cm, brały też niezbyt duże sumki i z rzadka niewielkie szczupaki. Ale nie jest to jakieś „eldorado” bo było także kilka wypraw w czasie których nie było nawet jednego brania. Dragomir Link to comment Share on other sites More sharing options...
Recommended Posts
Create an account or sign in to comment
You need to be a member in order to leave a comment
Create an account
Sign up for a new account in our community. It's easy!
Register a new accountSign in
Already have an account? Sign in here.
Sign In Now