Skocz do zawartości

Ranking

Popularna zawartość

Wyświetla najczęściej polubioną zawartość w 02/27/21 uwzględniając wszystkie działy

  1. Wyprawa nad nieznany odcinek rzeki przyniosla niespodzianke. Niespodzianke bo juz od kilku dobrych wypadow nic nie moglem skusic na swoje kolorowe wabiki. Pol dnia zupelnie nic. Jednak w pewnym momencie cos ruszylo. Efektem byla jedna ryba ale za to jaka. Choc z drugiej strony znow paznokcia braklo do metra. Taki moje szczescie, ze zawsze 95,96,97 a nigdy 106,107 itd Wyszlo slonce. Od razu razniej. Panie, jak go tu zlapac Dla tych Lunatickow to juz niejeden szczupak stracil glowe Zachod slonca byl bajeczny.
    5 polubień
  2. Zawsze warto zgłosić
    4 polubienia
  3. Piękne rybki . Spróbuj większych przynęt . Nawet ponad 20cm
    1 polubienie
  4. Pierwszy wypad w tym sezonie.
    1 polubienie
  5. Jest moc w belgii sezon sezon sie nie konczy wzial w ostatnim rzucie
    1 polubienie
  6. Na wysokości kładki w Boguchwale. Niesamowty widok na żywo. Godzinę później praktycznie ani śladu lodu
    1 polubienie
  7. wróć do nas,zatęsknisz
    1 polubienie
  8. Życiówka,oczywiście wróciła do wody
    1 polubienie
  9. Artykuł opublikowany 14-07-2015, autor: @Siksa Początek czerwca tradycyjnie już spędziłem wspólnie z Oktawianem, łowiąc ryby nad Sanem. Łowiliśmy przez 5 dni na OS. Początkowo prognoza pogody nie była zachęcająca. Do tego brudna woda, płynąca dwoma turbinami sprawiła, że byliśmy bliscy przesunięcia wyjazdu o kilka dni. Jednak w ostatnim momencie już po podjęciu decyzji o rezygnacji, spontanicznie postanowiliśmy mimo wszystko jechać. Łowienie rozpoczęliśmy pomiędzy wyspami od metody żyłkowej. Woda była brudna i bardzo zimna. Ryby niestety nie chciały współpracować. Ciągłe zmiany przynęt nie przynosiły rezultatów. Przez kilka godzin złowiliśmy dosłownie kilka ryb. Mieliśmy już jechać na Bachlawę, jednak namówiłem Oktawiana żeby podejść jeszcze w jedno miejsce. Okazało się to dobrą decyzją. Ryby zdecydowanie lepiej żerowały, a i było widać pojedyncze zbiórki małych lipieni. Złowiliśmy po kilkanaście ryb, w tym wielkiego lipienia i ładnego pstrąga. Po przerwie obiadowej pojechaliśmy zobaczyć co się dzieje na Bachlawie. Tam spotkaliśmy grupę Belgów. Z informacji jakie uzyskaliśmy, ryby zbierały z małą przerwą od rana, ale jest już po wszystkim. Do wieczora na nimfę złowiliśmy trochę lipieni i pstrągów, ale bez szału. Kolejny dzień rozpoczęliśmy od Bachlawy, ale nie było widać żadnej aktywności ryb na powierzchni. Dlatego wystartowaliśmy z długą nimfą. Jednak okazało się to totalną klapą. Złowiliśmy po dwie ryby i postanowiliśmy wrócić w miejsce gdzie mieliśmy wczoraj brania. Tam było zdecydowanie lepiej. Oktawian sprawnie i szybko złowił pięć lipieni w granicach 45cm, ja pstrąga +50 i trochę mniejszych lipasków. Po 19 znowu wszystko siadło i zawinęliśmy się do domku. Następnego dnia wędkowanie rozpoczęliśmy dość późno. Woda przez noc oczyściła się zupełnie, a ryby stały się jeszcze bardziej ostrożne. Na powierzchni nie było żadnych oznak żerowania ryb, więc jechaliśmy z żyłką. Szału nie było przez cały dzień. Łowiliśmy same pojedyncze ryby. Dzień uratował pstrągowy 53 centymetrowy rodzynek. Przez cały nasz pobyt nad wodą były trzy grupy obcokrajowców Niemcy, Belgowie i Rumuni. Dwie pierwsze ekipy ostro nastawione na suchą muchę. Rumunii bardziej elastyczni, to też łowili na nimfy. Niemcy nawet śmiali się z nas, jak możemy łowić na parkinsony czy glajchy. Po trzech dniach to myśmy się z nich śmiali, jak największy szyderca wachlował wodę metodą żyłkową z uwiązanym na końcu parkinsonem. Kolejnego dnia postanowiliśmy obłowić fragment rzeki, na którym jeszcze nie łowiliśmy. Szału ilościowego nie było, ale średni rozmiar łowionych ryb był satysfakcjonujący. Po południu wpadłem na pomysł aby zapolować na klenie. Zmiana miejsca, zestaw z sucharem w dłoń i łowimy klenie. Największe dwie kluski miały ok. 48cm. Ostatni dzień rozpoczęliśmy od kleni. Jednak z powodu mocnego wiatru na wodzie siedziało pełno liści, a ryb pod powierzchnią nie było widać. Wróciliśmy na Bachlawę i przez następne kilka godzin łowiliśmy na nimfy. Ryby jakby trochę lepiej współpracowały i szło się nałowić. Były nawet krótkie momenty, że łowiliśmy rybę za rybą. Po południu jak wiatr ucichł, pojechaliśmy sprawdzić co słychać u kleni. Liści już nie było, a ryby pojawiały się na powierzchni. Oktawian szybko wypatrzył dwa kabany i w drugim rzucie ściągnął kluchę na 51cm. Niestety później ryby nie były skore do brań i postanowiliśmy zakończyć zmagania. Tegoroczny wyjazd był całkiem inny od poprzedniego, ale równie udany. Duża, brudna i zimna woda, postawiły trudne warunki. Jednak każdy z nas, poprawił swoje rekordy życiowe. "Odkryliśmy" klenie, które na stałe już zagoszczą w naszym programie. A przede wszystkim zdobyliśmy nowe doświadczenia, które na pewno zaprocentują na kolejnych wyjazdach. @Siksa, @Oktawian
    1 polubienie
  10. Artykuł opublikowany opublikowany 14-07-2014, autor: @Siksa W czerwcu wspólnie z Oktawianem wędkowaliśmy przez pięć dni na Sanie. Wystartowaliśmy w niedzielne późne popołudnie w miejscowości Huzele. W ciągu trzech godzin łowienia na suchą muchę, złowiliśmy ok. 50 ryb.Trafiły się pojedyncze wymiarowe pstrągi i lipienie. Tuż przed zmrokiem skończyliśmy wędkowanie i pojechaliśmy do agroturystyki "U Mirka i Dorotki" w Zwierzyniu, gdzie mieliśmy nocować przez cztery dni i łowić ryby już na Odcinku Specjalnym. Poniedziałek. Łowienie rozpoczęliśmy od metody żyłkowej w okolicach wiaty. Dla mnie był to pierwszy raz z tą metodą. Po 10 minutach zanotowałem pierwsze branie i po emocjonującym holu, mogłem cieszyć się z lipienia 50cm. Oktawian również nie próżnował i szybko złowił pstrąga 48cm. Przez następne godziny złowiliśmy wiele ryb, ale nic dużego nie zameldowało się na końcu zestawu. Mnie jedynie spadł duży ok. 50cm lipień. Wieczorem przenieśliśmy się pod samą elektrownie, gdzie trafiliśmy na dużą rójkę chruścika. W przeciągu dwóch godzin Oktawian złowił przeszło 20 lipieni w granicach 30-40cm. Wędkowanie tego dnia skończyliśmy po 21. Wtorek. Spaliśmy trochę dłużej i pojechaliśmy na Eldorado. Zaczęliśmy od dołka, który na wiosnę zawsze był okupowany przez dużą ilość pstrągów. W ciągu 3 godzin złowiliśmy przeszło 50 pstrągów, zdecydowana większość ryb miała 30-35cm. W końcu doszliśmy do wniosku, że robi się to nudne i idziemy wyżej w poszukiwaniu czegoś większego. Tam Oktawian zapiął prawdziwego kloca, ale po chwilowym holu ryba urwała zestaw. Mnie udało się złowić pierwszą w życiu głowacicę, nie była wielka, jakieś 55cm ale micha się cieszyła. Na wieczór postanowiliśmy wrócić pod elektrownię. Niestety po wczorajszej rójce nie było śladu. Złowiliśmy łącznie kilkanaście lipieni i kilka pstrągów. Środa. We wtorek wieczorem dołączył do nas Krzysiek. Integracja przeciągnęła się do 2 nad ranem, więc łowienie rozpoczęliśmy o 9 rano od elektrowni. Szału z braniami nie było. Łowiliśmy pojedyncze ryby. Krzyśkowi spadł 50cm lipień, a Oktawian wyholował sztukę na 47cm. Po dojściu do wiaty zrobiliśmy krótką przerwę i dalej schodziliśmy w dół. Po 18 wróciliśmy się z sucharami pod elektrownię. Rójki praktycznie nie było, ale ryby na wymuszonego zbierały nasze muchy. Po 21 Oktawian zaciął konkretnego kloca i po emocjonującym holu podebrał lipasa 55cm. Oddaliśmy jeszcze po kilkanaście rzutów i wróciliśmy na kwaterę. Czwartek Ostatniego dnia, znowu odwiedziliśmy Eldorado. W dołku nadal stały pstrągi ale nie były skore do brań. Złowiliśmy raptem kilkanaście sztuk i poszliśmy w górę. Tam dość szybko złowiliśmy dwa ładne lipienie 48 i 50cm. Jako, że było to Boże Ciało i nad wodą zaczęło robić się tłoczno, byliśmy zmuszeni do kilkukrotnego obławiania tych samych miejscówek . Po 17 postanowiliśmy zakończyć zmagania i wracać. Najskuteczniejszą przynętą była glajcha. Robiła tak dużą różnicę, że ściągnięcie jej z zestawu skutkowało praktycznie zanikiem brań. W czasie powrotu doszliśmy do wniosku, że wyjazd był bardzo udany i że, trzeba go wkrótce powtórzyć. @Siksa
    1 polubienie
  11. Artykuł opublikowany 26-01-2014, autor: @Siksa Od dłuższego czasu chodziła mi po głowie jakaś zagraniczna wyprawa wędkarska. Jednak była to bardziej sfera marzeń niż realny cel. Dzięki koledze z innego portalu, marzenie to mogłem spełnić i wraz z grupą znajomych wybrałem się na szczupaki do środkowej Szwecji. Już od początku stycznia wymienialiśmy się mailami, ustalając szczegóły wyjazdu. Połowa ekipy w poprzednim sezonie miała okazję wędkować na tym łowisku, więc było co czytać i z czego wyciągać wnioski. Dni szybko uciekały, sprzętu przybywało coraz więcej i tak do dnia wyjazdu. 17 maja cała ekipa zameldowała się w Warszawie, gdzie przenocowaliśmy na mieszkaniu kolegi. Nocne rozmowy Polaków trwały długo i praktycznie bez snu o drugiej nad ranem wyruszyliśmy do Gdyni. Droga chodź długa i monotonna to minęła bez zbędnych przygód. Około 4 nad ranem zameldowaliśmy się na miejscu. Domek był w pełni umeblowany, od mikrofalówki po saunę. Miał swój klimat, gdyż szwedzka rodzina, która wcześniej tam mieszkała pozostawiła mnóstwo pamiątek i znaków swojej obecności. Kilku z nas poczekało do świtu i poszło nad wodę oddać kilka rzutów aby dać upust wędkarskim emocjom, a reszta poszła spać. Po odespaniu trudów podróży, ok. 10 rano wszyscy wsiedliśmy do łódek i wypłynęliśmy po raz pierwszy na jezioro. Miało ono ponad 700hektarów, głębokość wody w zdecydowanej większości przekraczała 10metrów, a w najgłębszym miejscu było 26metrów. Linia brzegowa niesamowicie urozmaicona, mnóstwo zatok, cypli, pionowych skał i kilkanaście wysepek. Roślinność wodna o tej porze roku była jeszcze bardzo uboga. Jednak nie ma co się dziwić, gdyż wiosna w tym rejonie Szwecji była opóźniona o jakieś trzy tygodnie, względem tej panującej w kraju. Już w pierwszym rzucie wyprawy kolega z innej łodzi złowił 89cm szczupaka. Dało nam to mocnego kopa, a obawy spowodowane długą zimą, odeszły w niepamięć. Jednak ryby w ten dzień zbytnio nie współpracowały. Łowiliśmy same pojedyncze sztuki, nie przekraczające 70cm. Ryby z tego jeziora były niesamowicie wybarwione. W Polsce nigdzie nie widziałem tak mocno wybarwionych szczupaków. Po złowieniu swojej pierwszej szweckiej szczuki, jeszcze długo byłem pod wrażeniem jej kolorów. Drugi i trzeci dzień były podobne do pierwszego, czyli lekkie zachmurzenie i mało wiatru. Ryby znowu brały pojedynczo i nie powalały wielkością. Po tych kilku dniach nad wodą wiedzieliśmy już, że oczojebne przynęty totalnie się nie sprawdzą. Przez całą wyprawę nie padł żaden szczupak złowiony na jakąś agresywnie pomalowaną przynętę. Obrotówki również zawiodły. Byłem chyba jedynym, który złowił szczupaka na tę przynętę. Ryby słabo żerowały i potrafiły mocno grymasić. Jerkiem można było rzucać w jednym miejscu przez pół godziny, a po zmianie na gumę w pierwszym rzucie mieć rybę. Końcem tego dnia przy kolacji koledzy zameldowali, że znaleźli malutkie ok. 0,5hektarowe bajorko, połączone z głównym jeziorem, malutkim zarośniętym przesmykiem. Postanowili zostawić łódź na brzegu, wziąć po dwa slidery i spenetrować kaczy dołek. Okazało się, że jest on zamieszkany, a tamtejsze szczupaki są głodne i złe. W jednym rzucie można było zaliczyć trzy brania na prowadzonego tuż pod powierzchnią slidera, co kończyło się niesamowitymi gejzerami wody. Ryb nałowili sporo, jednak wszystko do 65cm. Postanowiliśmy, że jutro z samego rana ze swoim partnerem z łódki spenetrujemy to miejsce. Bajorko faktycznie było małe, z maksymalną głębokością do ok. 1,5-2metrów. Brzegi wokół były bagniste, całe połacie zielska ruszały się gdy ostrożnie przemieszczaliśmy się wzdłuż brzegu. Nawet podejście do samej wody było niemożliwe i trzeba było stać kilka metrów od lustra wody. Już w pierwszym rzucie miałem dwa brania, ale przez tępe kotwice ryby błyskawicznie spadły. Po założeniu przynęty już z ostrymi kotwicami, wszystko wróciło do normy i ryby przestały spadać. W tym czasie kolega zdążył wyciągnąć szczupaka +80cm. Następnie ja miałem wychudzone 77cm, które na dodatek na całym grzbiecie miało pamiątkę po znacznie większej mamusi. (Tego nieszczęśnika miałem okazję skłuć ponownie dzień później. Podejrzewam, że tą osiemdziesiątkę złowioną przez kolegę, również pogłaskałem przy następnej wizycie). Obejście całego oczka zajęło nam ok. 4 godziny, które często przerywane było holami ryb, a tylko jeden szczupak miał poniżej 60cm. Byliśmy tak nakręceni, że po powrocie na łódkę, wyciągnęliśmy mapy satelitarne jeziora i zaczęliśmy szukać wokół jeziora innych leśnych oczek. Dość szybko znaleźliśmy interesującą wodę, jakieś 300metrów w głąb lasu. Pierwsze lądowanie było nieudane, bo wpłynęliśmy nie w tę zatokę co trzeba i zrobiłem sobie półgodzinne poszukiwania po lesie. W tym czasie kolega miał przed oczami sceny z filmu „Zły skręt” ? Drugie było już udane i szybko odnaleźliśmy zapomnianą wodę. Może nie do końca zapomnianą, bo na brzegu leżała aluminiowa łódka. Niewiele zastanawiając się, wróciliśmy do naszej łajby po większą ilość przynęt, echo i wiosła. Jeziorko chodź niewiele większe to znacznie różniło się od poprzedniego. Było zdecydowanie głębsze, echo pokazało głębokość do 8metrów, brzegi w większości były skaliste, z uschniętymi drzewami wokół, a dno pełne gałęzi. Nadzieje na grube łowienie mieliśmy przeogromne. Myślałem, że w pierwszym rzucie wielki szczupak będzie chciał wciągnąć mnie do wody. Jednak bardzo szybko zostaliśmy sprowadzeni na ziemię. Po 2 godzinach łowienia i opłynięciu prawie całego zbiornika, nie mieliśmy nawet dotknięcia, a miejsca teoretycznie były zdecydowanie lepsze. Dopiero po dopłynięciu do malutkiego siurku spływającego ze stoku lasu złowiłem dwa szczupaki, a kolega spiął jednego. Echo w pewnym momencie oszalało i pokazało w najgłębszym miejscu ogromną ławicę ryb, przerzuciliśmy wszystkie przynęty jakie mieliśmy i na tym koniec. Podejrzewam, że brak szczupaków był spowodowany czymś we wodzie, bo skąd tyle uschniętych drzew na brzegu? Brak połączenia z głównym jeziorem sprawił też, że ryby nie mogły migrować. W piąty dzień przyszło lekkie załamanie pogody. Prawie cały dzień mżyło i wiało. Jednak spowodowało to, że ryba zaczęła gryźć i każdy dobrze połowił. Przez dwie godziny wiał bardzo mocny wiatr, a kolega na innej łodzi w tym czasie z jednego miejsca złowił kilkanaście szczupaków, gdzie jego partner zaliczył jednego czy dwa. Miejsce to było odwiedzane codziennie przez cały wyjazd, ale darzyło tylko w czasie wiatru. Z drugiej strony kolega jerkował 3metrowym kijem z elastyczną szczytówką. Krótkimi, sztywnymi wędkami, nikt nie był w stanie nadać przynęcie takiej samej pracy, więc kolega lał każdemu dupska w czasie łowienia na płytkich trzcinowiskach. Szósty dzień był przełomowy dla całego wyjazdu. Padły trzy metrówki 101,103 i 108cm. Od tego momentu większość ekip przerzuciła się na trolling. Było to dobrym wyborem, bo średnia wielkość łowionych ryb znacznie się podniosła. Ostatniego dnia i ja miałem możliwość zmierzenia się z wielkim szczupakiem. Niestety łowiłem zbyt słabym przyponem, gdyż wszystkie tytanowe odszczeliłem przez zbyt delikatne zbicie kabłąka w kołowrotku. Po energicznym braniu i mocnym odjeździe nagle wszystko sflaczało. Przynęta jednak była na końcu zestawu, ale brakowało jednej dozbrojki. Szczupak ściskiem paszczy otworzył agrafkę przyponu i ściągnął dozbrojkę na której był zapięty, pozostawiając mocno pociętą na całej swej długości 23cm gumę. Następnie szybkie pakowanie, sprzątanie domku i odpoczynek. Późnym wieczorem wyruszyliśmy w drogę powrotną, która skończyłaby się nieszczęśliwie. O drugiej w nocy już w Warszawie, podczas bardzo gęstej mgły, o mały włos koledzy jadący drugim autem nie zderzyli się z łosiem, który stał na środku drogi. Na szczęście kierowcą był zawodowiec i o centymetry zmieścili się między zwierzęciem a rowem. Przenocowaliśmy ponownie u kolegi i z samego rana rozjechaliśmy się do domów. Z pierwszego tego typu wyjazdu jestem zadowolony, chodź wymarzonej metrówki nie złowiłem, a matka natura sprawiła nam psikusa, opóźniając wiosnę. Myślę, że gdybyśmy byli dwa tygodnie później, to trafilibyśmy optymalnie. Jednak porównując nasze wyniki do dwóch ekip, z którymi równocześnie wracaliśmy, to połowiliśmy najlepiej. Jedna z ekip również miała trzy metrówki na koncie, jednak dwie osoby w ciągu całego wyjazdu nie przekroczyły bariery 60cm, (jedna ponoć nawet nie przekroczyła 50cm), a nie byli to ludzie z pierwszej łapanki. Z kolei druga ekipa, była na szkierach przez dwa tygodnie i zakończyła wyjazd szczupakiem 86cm. Nie jest, więc tak łatwo spędzić udany wędkarski tydzień, nawet w Szwecji. Jednak polecam każdemu taki wyjazd, ponieważ wystarczy przedostać się na drugą stronę morza i jest się w innym świecie. Na zakończenie chciałbym podziękować kolegom @rapala i @Oktawian za użyczenie echosondy i akumulatorów. Jeszcze raz serdecznie dziękuję. PS. Nie jest prawdą, że Rosjanie na Igrzyska Olimpijskie w Soczi wymyślili podwójne toalety. Szwedzi byli pierwsi. @Siksa
    1 polubienie
  12. Artykuł opublikowany 25-03-2012, autor: @ZDZISŁAW CZEKAŁA Największym błędem popełnianym przez wędkarzy przy łowieniu pstrągów jest SCHEMATYCZNOŚĆ. Aby z powodzeniem łowić te piękne i waleczne ryby musimy sobie uświadomić kilka czynników dość istotnych z naszego wędkarskiego punktu widzenia (czytaj łowienia). Po pierwsze bardzo ważny jest okres połowów czyli PORA ROKU – zima, wiosna, lato, jesień z wiadomych powodów odpada. Każda z tych pór roku charakteryzuje się określonymi warunkami połowu (choć są one bardzo płynne) to jest poziomem wody w rzece, jej temperaturą, zmętnieniem, dostępnością pokarmu. Po drugie sama RZEKA (rzeczka) czyli ilość i różnorodność dostępnych w niej kryjówek jej topografia dna (dołki, płanie, bystrzyny, przekosy, naturalne tamki, półtamki itp), a więc potencjalne stanowiska pstrąga. W tym miejscu warto wspomnieć o nauczeniu się „czytania wody”, nauczenia się interpretowania informacji przekazywanych nam przez rzekę. Jak to zrobić chyba tylko doświadczalnie podejść i sprawdzić dlaczego woda zachowuje się tak, a nie inaczej, dlaczego nagle spokojny nurt przyśpiesza mimo że brak widocznego spadku, dlaczego na gładkiej wodzie utworzył się „warkocz”, co się dzieje za tamką przez którą przelewa się woda, a co za półtamką, którą obmywa nurt rzeki czy potoku takich zagadek jest wiele w rzece warto je lub ich większą część rozszyfrować i zapamiętać. Po trzecie POKARM, wiedza "co zjada pstrąg" czym pstrąg się odżywia jest bardzo istotna dla wędkarza pozwala mu na odpowiedni dobór przynęty i sposób jej prowadzenia. Z jednej strony ogólna odpowiedź na pytanie co zjada pstrąg jest prosta – naturalne organizmu żywe dostępne w danej rzece, z drugiej, bardziej szczegółowej, odpowiedź na to pytanie nie jest już taka prosta gdyż w menu pstrąga spotykamy ryby, larwy, poczwarki i dorosłe owadów żyjących w wodzie jaki i w jej pobliżu, skorupiaki, żaby, kijanki nawet dżdżownice, a dodając do tego fakt, że część z pokarmu jest dostępna okresowo wcale nie ułatwia nam doboru przynęty. Jak widać z powyższego zestawiana pokarm możemy podzielić na dwie grupy – żyjące na stałe w rzece (ryby i skorupiaki jeśli występują) i okresowo dostępne (owady, żaby, dżdżownice). W danej chwili pstrągi zjadają to co jest najbardziej i najłatwiej dostępne, w tym miejscu istotna informacja nigdy ale to nigdy nie jest to jeden rodzaj pokarmu, ale jest ich kilka z dominującym na czele listy. Po czwarte STANOWISKO jakie zajmuje pstrąg w rzece w danym czasie (zima, wiosna, lato) i tu przyda się powyższa wiedza plus wyciąganie wniosków z obserwacji "swojej" wody bo na każdej rzeczce czy dużej rzece może być trochę inaczej choć można założyć pewien luźny schemat dopasowując go na łowisku. Zimę sobie odpuszczę bo po pierwsze ryby po jesiennym tarle jeszcze nie odbudowały masy i kondycji gdyż zimna woda (4-6 st.) spowalnia metabolizm, a co za tym idzie i trawienie, po drugie w czasie nawet niewielkich mrozów zbyt duża różnica temperatury wody i powietrza nie służąca osłabionym rybą jak je wyciągamy z ich środowiska (a wypinanie w wodzie używając kotwic raczej nie wchodzi w rachubę). Więc zaczynamy od WIOSNY w dolinach i na przedgórzu powoli budzi się do życia przyroda śnieg pozostał jeszcze tylko w górach, a w rzekach podniesiona mlecznozielona "pośniegowa" woda, której temperatura podniosła się do około 7-9 st. i przyśpieszyła przemianę materii zimno krwistych pstrągów. Stoją one teraz przeważnie w głębszych dołkach pod burtą brzegową lub na pograniczu szybkiej i spokojnej wody polując na małe rybki porwane przez nurt lekko wezbranej rzeki rozpoczynając okres odbudowywania masy ciała co następuje stosunkowa szybko. Jest to jeden z lepszych okresów połowu pstrąga na woblery, gumy i wcale nie małe blaszki (obrotowe i wahadłowe) okres gdy pstrąg potrafi zaatakować wszystko i to kilka razy pod rząd, okres praktycznie całodniowego żerowania. W zależności od warunków na łowisku przynętę można prowadzić z prądem i pod prąd ale zdecydowanie wolno z króciutkimi zatrzymaniami czasem lekko przyśpieszając, takie prowadzenie przynęty daje czas pstrągom na reakcję w nie do końca przeźroczystej wodzie. Późna WIOSNA, POCZĄTEK LATA to okres raczej niskiej i czystej wody poza okresami opadów, okres dużej dostępności owadów. W tym okresie pstrągi w zależności od pory dnia zajmują różne stanowiska – przeważnie rano ustawiają się na wlotach do głęboczków czasem nawet w prądach poprzedzających wolniejszą wodę (szczególnie pod koniec tego okresu) w czasie dnia szczególnie słonecznego cofają się do dołków aby na wieczór spłynąć na końcówkę dołka ustawiając się na przyśpieszeniu. Jest to czas gdy pstrąg staje się bardziej wybredny przynęty muszą być bardziej finezyjne, a w czasie rójki i żerowania kropka na owadach najlepiej "owado-podobne" w tym okresie tam gdzie występuje duża populacja jętki majowej może zdarzyć się okres kilku dni kiedy złowienie pstrąga na przynęty spinningowe będzie praktycznie niewykonalne. Najlepsze prowadzenie przynęty w tym okresie to sprowadzania jej na siebie w miarę w naturalnym spływie „owady” również w dół ale bardziej agresywnie woblerki i blaszki. Jest to okres z największym spektrum dostępnego pokarmu dla kropka, okres gdy musimy wykazać się największą kreatywnością i dostosować się do kaprysów ryby. LATO (lipiec połowa sierpnia) okres największych upałów i największego nagrzania wody, okres w którym często ciężko skusić szukającego zimniejszych partii wody pstrąga do ataku, w "zadrzewionych" rzeczkach szansa na pstrąga wczesnym rankiem i późnym wieczorem najlepiej w rejonie wypływających z lasu malutkich zimnych potoczków lub w rejonie zimnych źródlisk. W tym okresie na najlepsze wyniki możemy liczyć po kilkudniowych zimnych opadach, kiedy woda schładza się i natlenia rośnie aktywność pstrągów. Przynęty raczej małe i prowadzone bardzo spokojnie z i pod prąd jeśli woda jest lekko mętnawa można użyć większych przynęt i poprowadzić bardziej agresywnie. W drugiej połowie sierpnia przeważnie noce stają się coraz zimniejsze i temperatura wody zaczyna się obniżać, a aktywność pstrągów powoli wracać do norny. Jako, że pstrąg zaczyna żerować bardziej intensywnie przed okresem tarła znów mamy szansę połowić kilka godzin dziennie często cały dzień (w dni pochmurne). Choć w dalszym ciągu w rzekach nie powinno brakować owadów to przynęty zarówno klasyczne jaki i owado-podobne można prowadzić bardziej agresywnie niemniej nie powinniśmy przesadzać z ich wielkością najlepiej podobne do tych z lata. Oczywiście wszystko to jest płynne i zależy od rzeczywistej pogody, stanu wody, dostępności pokarmu itd. zdarzało się już, że bardzo „gorącą” wiosną ryby zachowywały się jak latem, a bardzo zimnym latem jak wczesną wiosną. Mam nadzieję, że informacje zawarte w powyższym artykule pomogą Kolegom w zrozumieniu pewnych ogólnych mechanizmów, mechanizmów, które zapewne ułatwią zlokalizowanie i złowienie pstrąga ale, które bezwzględnie należy zweryfikować na łowisku bo każde łowisko jest inne, każde rządzi się swoimi, choć podobnymi, to jednak różnorodnymi prawami. Zdzisław Czekała
    1 polubienie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

W dniu 25 maja 2018 roku weszło w życie Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r - RODO. Abyś mógł korzystać z portalu Podkarpacki Serwis Wędkarski potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie danych osobowych oraz danych zapisanych w plikach cookies. Proszę o zapoznanie się z Polityką prywatności.